piątek, 10 lutego 2012

Gdy kandydat mówi "nie" rekruterowi

Kilka wpisów temu któryś z czytelników, komentując przyczyny, dla których rekruter nawet bez przeczytania CV może założyć, że nie ma sensu go czytać (są takie przypadki), poprosił, by na sprawę spojrzeć z drugiej strony. Mianowicie, co może skłonić kandydata do zerwania lub nie podjęcia rozmów z rekruterem. Wiele rzeczy.

Pierwszy i prozaiczny powód: ktoś może po prostu nie być otwarty na nowe oferty pracy. Ma to miejsce najczęściej wtedy, gdy ów ktoś właśnie zmienił pracę i dodatkowo nowa praca jest dla niego satysfakcjonująca. W takiej sytuacji podejmowanie kolejnego wysiłku i inwestowanie dodatkowego czasu w następną rekrutację, której efekt w tym momencie jest odległy i mocno niewiadomy, nie rysuje się jako atrakcyjna perspektywa. Z ust niedoszłego kandydata pada wtedy zwykle "nie jestem zainteresowany".

Drugi możliwy powód: brak profesjonalizmu rekrutera. Może on przejawiać się różnie, na wielu - że tak mądrze powiem - poziomach. Może to być brak wiedzy, czasem nawet podstawowej, o stanowisku, które proponuje się potencjalnemu kandydatowi. Dalej: brak taktu w jeszcze wstępnych rozmowach z kandydatem, np. zmuszanie go do rozmów telefonicznych w niesprzyjających warunkach, np. w miejscu pracy. Potem: niedotrzymywanie obietnic, dotyczących np. przekazania dodatkowych informacji. I tak dalej.

Trzecia możliwa przyczyna bycia odstraszonym przez rekrutera - znów prozaiczna i zwłaszcza w rekrutacjach IT dość częsta - to zwrócenie się do kogoś z ofertą wymagającą innych kompetencji niż te, które posiada zagadnięta osoba. Anegdota z dziś: na Goldenline otrzymałem propozycję pracy na stanowisku... Programisty Oracle. Cytuję: "Pilnie poszukuję osób z zakresu Pana kompetencji, będę wdzięczna za informację, czy jest pan zainteresowany projektem".

Czwarty: odstraszająca nazwa firmy, którą reprezentuje dzwoniący czy mailujący rekruter. Może to być zarówno firma rekrutacyjna, która poszukuje docelowo dla jakiejś innej firmy (swojego klienta); może to też być ta docelowa firma. Wystarczy, by na dźwięk jednej lub drugiej (lub obu) niedoszłemu kandydatowi odechciało się jakiejkolwiek rekrutacji.

_______

10 komentarzy:

  1. Wymagania z ogłoszenia mogą być nadmierne w stosunku do rzeczywistych potrzeb potencjalnego pracodawcy. Rzetelny kandydat wie, że ich nie spełnia i nie aplikuje. Pozostali aplikujący to kilku ekspertów (nie mieszczą się w budżecie) i "ściemniacze" (jeden dostaje pracę). Po serii takich rekrutacji na przestrzeni lat następuje odpływ kompetencji z firmy, kompetencje są zachowane fasadowo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny powód: Gdy rekruter traktuje Cię jak kretyna. Zdarzyło mi się, że skuszony opisem stanowiska oferowanego przez jedną z elitarnych (już tak nie myślę) firm rekrutacyjnych w Warszawie, zgosiłem się rekrutacji. Ogłoszenie mówiło o stanowisku kierowniczym średniego szczebla w międzynarodowej firmie IT. Gdy pojawiłem się na spotkaniu z head hunterem, miał on wydrukowane ogłoszenie, ale zmodyfikowane, z wyciętymi nagłówkami i częścią opisu - Okazało się, że rekrutacja jest na niskie stanowisko administratora IT. Co więcej, rekrutujący przekonywał, jak to fajnie jest być w tej firmie na tym stanowisku, jednej godziny odpowiadając przed szefami w UK, drugiej zaś podkręcając śrubokrętem sprzęt w serwerowni. Nie pierwszy i nie ostatni raz się zdarza. Nigdy nie ufaj rekrutującemu, każdy ma własny interes.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo miło jest dostać ofertę pracy, porozmawiać i wogóle ale powoli staje się męczące tłumaczenie rekruterom że : to ogłoszenie wymaga innych kompetencji niż posiadam, ogłoszenie jest poniżej moich kwalifikacji, ogłoszenie wskazuje na firmę w której nie chcę pracować...itp itd. Ostatnią praktyką jaką uskuteczniam aby wzajemnie nie marnować swojego czasu to od razu mówię o swoich wymaganiach płacowych. Jakieś 2 lata temu Big Blue szukał na gwałt ludzi do Wrocławia - Zabawne było to że rekruterzy nie znali widełek płacowych :D prowadziło to do sytuacji że doświadczony informatyk jechał z Warszawy do Wrocławia na testy, rozmowy itp a przy dojściu do konkretów okazywało się że kasa jest w wysokości połowy jego obecnej pensji:/

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczególnie przykrym tematem jest wynagrodzenie. bardzo często po tym, jak kandydat inwestuje sporo wysiłku i czasu dowiaduje się, że na nowym stanowisku nie dostanie więcej niż 80% aktualnego wynagrodzenia. A miało być tak pięknie, przynajmniej jak się posłuchało co rekruter opowiadał... 2 przykłady z mojego własnego doświadczenia:

    1. Zadzwoniła do mnie bardzo miła pani z ofertą i upierała się, że nie zna widełek, że klient nie przekazał, a nawet jakby przekazał to oni nie mają prawa takiej informacji przekazać. Ale oczywiście chętnie zapoznają się z moimi oczekiwaniami i skonfrontują ze swoim klientem. Znudzony przedłużającą się rozmową rzuciłem sumę będącą circa moim aktualnym wynagrodzeniem. Na co w słuchawce usłyszałem rozczarowujące "ojej, ale budżet na to stanowisko jest do 8 000 brutto...". To znamy ten budżet czy nie? Nie ładnie tak kłamać...

    2. Kiedy indziej zaangażowałem się w rekrutację ponieważ dość szybko udało ustalić nam się minimalne przewidywane (satysfakcjonując mnie) wynagrodzenie na stanowisko. 2 telefony z "agencją", 2 spotkania w "agencji", zadania testowe i w końcu rozmowa kwalifikacyjna. Wszystko passed, wszyscy zadowoleni. Dostaję umowę a tam widnieje 50% ustalonej kwoty. Troszkę zdziwiony i zaskoczony dzwonię wyjaśnić o co chodzi. Dowiaduję się, że według "agencji" klient naprawdę dobrze płaci i to co ustaliliśmy na samym początku to "na pewno był żart z mojej strony, przecież ich klient na pewno tyle nie zapłaci i to niemożliwe, żeby tyle zarabiać na tym stanowisku". Profesjonalizm pełną gębą...

    Takie przykłady oczywiście można by mnożyć. Życzyłbym nam wszystkim, żeby rynek rekruterów nam się mocno przerzedził i poszedł w jakość a nie ilość. A pracodawcom, którzy nie szukają ludzi hurtowo, żeby sami zaangażowali się w poszukiwania. Sądzę, że zaoszczędzą czas, pieniądze a wynik końcowy może być dużo bardziej satysfakcjonujący niż w przypadku korzystania z usług "agencji".

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejna przyczyna - intuicja i brak profesjonalizmu ze strony headhuntera.

    Patrząc na rekrutera (albo rekruterów) podczas rozmowy, można wyczuć jak cię traktują/postrzegają i czy nie wprowadzają w błąd. To tylko ludzie ;-)

    Rekruterzy powinni nagrywać rozmowy na video, a szczególnie przyjrzeć się samym sobie.

    Podczas jednej z rozmów z dwoma headhunterami w wiodącej warszawskiej firmie rekrutacyjnej, intuicja podpowiedziała mi, że jedna z tych dwóch osób wyraźnie wprowadza mnie w błąd i
    że trzeba uważać.

    Podczas kolejnych rozmów na stanowisko kontraktora, padało wiele pytań, zadań itd. Na końcu headhunter przedstawił ofertę z warunkiem pracy na pełen etat i likwidacji własnej działalności, chociaż w pełni świadomy rekrutował mnie jako podwykonawcę.

    Stanowiska nie przyjąłem, a do headhuntera straciłem zaufanie. Tego rodzaju postępowanie wpływa też nie najlepiej na wizerunek stolicy.

    Headhunterzy - oglądajcie siebie na nagraniach wideo, wiele możecie się nauczyć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Powód: wynagrodzenie ściśle tajne
    Ja rozmowę z Headhunterami zaczynam od rozmowy o pieniądzach aby uniknąć rozczarowań. Ale oni najczęściej nie chcą o tym rozmawiać, zasłaniając się tajemnicą. Zwodzą mnie, że dowiem się na kolejnym etapie rekrutacji...

    A ja tylko chcę zaoszczędzić mój i ich czas...

    Nie rozumiem, dlaczego w Polsce jest takie podejście.
    W zagranicznych ofertach (np. USA) są na ogół określone widełki i dzięki temu wiadomo czy warto aplikować.

    Powód: Własny szablon CV
    Firmy proszą kandydatów o wypełnienie własnego formularza CV, niezależnie od CV jakie się wysłało. Rozumiem, że chcę sobie ułatwić i ustandaryzować pracę ale niech to headhunter wypełni samodzielnie ten formularz na podstawie mojego CV.

    OdpowiedzUsuń
  7. Z tego co Pan pisze to wiekszosc jest po stronie rekrutera z przeciez bardzo wiele jest po stronie kandydata:
    - jest zadowolony z pracy nawet jesli jest w niej 10 lat (anie dopiero zmienil) to przeciez istnieja firmy, w ktorych ludzie chca zostac
    - nie chce zmienic miejsca lokalizacji
    - ma wysokie zarobki i wiec ze wiecej nie dostanie gdzie indziej

    Czasem kandydaci po prostu nie chce zmieniac pracy niezaleznie od tego czy reruter jest super czy nie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeszcze dorzucę 2 powody:
    - podawanie się na kogoś innego w celu dodzwonienia się do programisty. Pracowałem kiedyś w dużej firmie software'owej i otrzymałem informację od recepcjonistki, że dzwoni do mnie konsultant z Microsoftu. Po odebraniu telefonu okazało się, że to HeadHunter z innej firmy.

    - brak informacji zwrotnej
    Mimo zapewnień rekrutera, że firma w przeciągu określonego czasu prześle informacje czy są zainteresowani czy też nie, milczy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dopiero teraz trafiłam na tego bloga i czytam z zapartym tchem, jest znakomity!
    Ja zawsze odmawiam gdy nie interesuje mnie dane stanowisko, jeśli niedawno zmieniłam pracę lub jeśli podane przez Head Huntera warunki są dla mnie w tym czasie nie do przyjęcia (np. rodzaj umowy). Zawsze mówię to od razu, bez wchodzenia w proces rekrutacyjny, mówię też dlaczego, żeby wpisali sobie do profilu czym nie jestem zainteresowana. Ewentualnie proszę o parę dni na "przetrawienie" oferty, co argumentuję tym, że jeśli stwierdzę że nie jestem zainteresowana to nie chcę zabierać nikomu czasu. Póki co ten sposób postępowania się sprawdza. Myślę, że dobrym wyjściem jest komunikacja i wzajemny szacunek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowo, życzę dalszej udanej lektury i złapania - przynajmniej od czasu do czasu - tchu :)

      Pozdrawiam,
      PZ

      Usuń