czwartek, 29 listopada 2012

Facebook jako narzędzie w employer brandingu

Uczestniczyłem wczoraj w ciekawej konferencji poświęconej rekrutacji. Ciekawej ze względu na tematykę (rekrutacja i employer branding) oraz ze względu na to, że były na niej godnie reprezentowane firmy z najbliższego mi sektora - IT. Wybierając poszczególne wykłady/dyskusje, na które miałem się udać, sektor firmy, którą reprezentowali prelegenci brałem zdecydowanie pod uwagę. W efekcie miałem możliwość posłuchania, jak o kandydatów zabiegają moi - w ścisłym sensie - rekruterzy-konkurenci z firm takich jak Capgemini, SII czy Microsoft. Wszystkim gratuluję ciekawych prezentacji, aczkolwiek - to w odniesieniu do ogółu prelegentów, nie tylko tych z firm wymienionych - zbyt często prezentacje miały formułę "zobaczcie, jak wspaniale rekrutujemy", zamiast, co byłoby na pewno ciekawsze dla uczestników, "zobaczcie, z jakimi rzeczywistymi wyzwaniami rekrutacyjnymi się mierzymy".

Po wczorajszym dniu najwięcej do myślenia dała mi kwestia użyteczności tzw. social media (na czele z Facebookiem) w budowaniu wizerunku pracodawcy i rekrutowaniu pracowników. Dwa wczorajsze wystąpienia, choć w sposób niezamierzony, zaprezentowały dwie odmienne filozofie w podejściu firm do social media, zwłaszcza Facebooka. I tak:

1) Reprezentujące firmę SII panie Joanna Kucharska i Katarzyna Domańska pokazały, jak aplikacja (gra ) na Facebooku pozwoliła zwiększyć świadomość marki SII wśród kandydatów z sektora IT. Padły liczby dotyczące tego, ile osób zagrało w grę (o ile pamiętam, kilkaset) oraz interesujące dane demograficzne nt. grających. Wspomniana filozofia w podejściu do social media reprezentowana tutaj to wykorzystanie Facebooka do promocji firmy jako nowoczesnego (gdyż wykorzystującego nowoczesne technologie) pracodawcy IT. Nazwałbym tę filozofię "Polubcie nas na Facebooku". Jest ona, z moich obserwacji, dominującą wśród pracodawców budujących swój wizerunek w social media.

2) Reprezentujący Unicredit pan Piotr Langer w którymś fragmencie swojej prezentacji podał dość szokującą - na pierwszy rzut oka - statystykę. Nie przytoczę dokładnych liczb, ale wynikało z niej, że social media są jednym z mniej istotnych źródeł informacji kandydatów młodego pokolenia o pracodawcach. Interpretacja prelegenta była następująca: młodzi ludzie, jakkolwiek intensywnie korzystają z mediów społecznościowych, nie są wcale przesadnie skorzy do "lubienia" tam firm. Wolą najpierw poznać stronę internetową firmy, a jeszcze lepiej poznać firmę "w realu", by dopiero potem wejść w bliższy kontakt na Facebooku. Tę filozofię w wykorzystaniu przez firmę social media nazwałbym więc: "Najpierw nas poznajcie, dopiero później dołączcie do nas na Facebooku".

W podejściu pierwszym Facebook jest punktem wyjścia w relacji firma-(potencjalny)kandydat. W podejściu drugim Facebook jest punktem docelowym (o ile w ogóle można tu mówić o celu takim jak ten), ważniejsza jest wcześniejsza relacja, nawiązana najlepiej osobiście, idealnie wzmocniona zaufaniem do firmy, której profil ma się polubić. Które podejście jest Wam, jako HR-owcom czy jako kandydatom bliższe?

_______
fot.: commons.wikimedia.org

czwartek, 22 listopada 2012

Wesoły Kierowca mądrze o pracy

Czy ciekawą może być praca kierowcy autobusu? Czy można w niej realizować się? Czy dzień w dzień, wożąc pasażerów z góry wyznaczoną trasą tego samego miasta można robić coś kreatywnego? Całkiem niedawno koledzy i koleżanki z pracy opowiedzieli mi o kimś, kogo przypadek uprawnia do odpowiedzenia na te pytania twierdząco.

Wesoły Kierowca autobusu pracuje w Warszawie, jeździ miejskimi autobusami ZTM, często w okolicach Tarchomina. Spośród wielu warszawskich kierowców autobusów wyróżnia się tym, że wyposażony w mikrofon i nagłośnienie często do pasażerów mówi. Na przykład wita pasażerów wchodzących, żegna wychodzących, a tych, których wracają z centrum handlowego pyta, jak udały się zakupy (tu krótki filmik pokazujący Wesołego Kierowcę w pracy). Wszystko z uśmiechem, z dowcipem, kulturalnie, nienachalnie. Ma swój profil na Facebooku (polubiony już przez ponad 6 tys. osób), na którym często pasażerowie, którzy mieli okazję jechać autobusem z Wesołym Kierowcą, dzielą się wrażeniami i dziękują mu za mile spędzony podczas podróży czas.

W reportażu, jaki zrobił o nim TVN Uwaga!, Kierowca w którymś momencie mówi coś bardzo mądrego i prawdziwego o pracy w ogóle. Cytuję z pamięci, ale z zachowaniem sensu: "Każda praca jest nudna. Dlatego trzeba zrobić to, co się może, by ją sobie uprzyjemnić, urozmaicić, nawet poprzez niewielkie rzeczy". W istocie bowiem każda praca z czasem staje się mniej lub bardziej nudna. Sztuką (a może umiejętnością?) jest jednak znaleźć w niej coś, co może być ciekawe; coś, w czym choćby w małym stopniu możemy się realizować. Wesoły Kierowca odnalazł się w zabawianiu pasażerów. W tysiącach innych zawodów można wskazać setki tysięcy innych sposobów na uczynienie swej pracy ciekawszą.

Ktoś sceptyczny mógłby zapytać: czy pracę na taśmie też można uczyć ciekawszą? Odpowiedziałbym, że (jeśli już rozważamy przypadki skrajne) w wyjątkowo aktywnym i twórczym podejściu do pracy także i zadania powtarzalne stwarzają możliwości jeśli nie kreatywności w sensie ścisłym, to przynajmniej zminimalizowania nudy.

_______

środa, 14 listopada 2012

Urlop dobry, jeśli krótki i częsty?

Dłuższy brak nowych wpisów, jaki nawiedził rekrutacyjnego bloga, spowodowany był w dużej części moim urlopem. Pomyślałem zatem, że nie zaszkodzi podzielić się paroma refleksjami - swoimi lub innych - na temat właśnie urlopów i ich roli w pracy.

To, w jaki sposób bierzemy urlopy, w jakim wymiarze i jak często, jest wypadkową m.in. naszej formy zatrudnienia. Pracownicy etatowi, których w polskim krajobrazie pracowniczym jest większość, mają do dyspozycji określoną ustawowo liczbę dni w roku, którą powinni (!) wykorzystać. To, w jaki sposób całość wymiaru urlopu zostanie podzielona w ciągu roku, zależy najczęściej od pracownika. Jedni wolą brać urlopy dłuższe i rzadziej, inni krótsze, ale za to częściej. Który model jest lepszy? Z punktu widzenia wydajności w pracy i minimalizowania ryzyka wypalenia zawodowego, podobno lepiej jest brać urlopy krótsze, ale za to częstsze. Tak przynajmniej uważa osoba, która zawodowo zajmuje się problemem efektywności i wypalenia, amerykańska psycholog dr Charlotte Fritz.

Oto, co mówi w niedawnym wywiadzie dla "Harvard Business Review" (10.2012) na temat wpływu wakacji na produktywność: "Mają bardzo dobry wpływ. W większości wypadków zmniejszają poczucie 'wypalenia' i zwiększają w nas przekonanie, że jesteśmy w dobrej kondycji. Ale po jakichś dwóch tygodniach od powrotu do pracy nastrój ten spada do poziomu sprzed urlopu. I wygląda na to, że długość wakacji nie ma na to wpływu. Ale pewne konkretne doświadczenia podczas urlopu, na przykład zyskanie poczucia, że jesteśmy w czymś naprawdę dobrzy, zdobycie góry, znalezienie nowego hobby, mają na nas pozytywny wpływ. Tak szybka 'neutralizacja' efektu wakacji po części może wynikać z faktu, że po powrocie czeka nas spiętrzenie zadań. Więc sam powrót z urlopu wiąże się ze stresem. To z kolei sugeruje, że jedne bardzo długie wakacje w roku nie są najlepszym pomysłem. Ten sam zbawienny efekt możemy uzyskiwać częściej przy trzech krótszych urlopach".

Wakacyjny urlop to dobra rzecz także dlatego, że uświadamia, iż nasza ścieżka zawodowa, ani nawet branża, w jakiej pracujemy, nie jest jedyna ani oczywista. Świadomość, że istnieją inne zawodowe światy, pozwala to nabrać zdrowego dystansu do tego, co w pracowniczym mozole robimy na co dzień.

_______