niedziela, 29 grudnia 2013

Muzyka i informatyka

Klimat świąteczno-noworoczny sprzyja oderwaniu się od stricte zawodowych, rekrutacyjnych rzeczy. Pomyślałem więc, że napiszę słowo o podobieństwach pomiędzy muzyką i informatyką. Pierwsza to moje hobby. Z drugą dość mocno związany jestem, zawodowo rozmawiając z ludźmi sektora IT (a i od niedawna poznając, z ciekawości, poprzez Courserę i Codecademy, na czym polega programowanie, na przykładzie języka Python). Jako że spora część odwiedzających tego bloga to programiści (lub ogólnie ludzie sektora IT), może co nieco z tego, co tu napiszę, będzie ciekawe.

Związek muzyki i informatyki obrazowo, ale i zwięźle oddaje to, co o muzyce i bliskiej informatyce matematyce powiedział XIX-wieczny matematyk angielski James Joseph Sylvester. Określił muzykę jako matematykę zmysłu (mathematics of the sense), a matematykę jako muzykę rozumu (music of the reason). Muzyka, spośród wszystkich sztuk, chyba najbliższa jest matematyce. Pamiętam, że już w dzieciństwie, odkąd w szkole muzycznej zacząłem poznawać zapis nutowy i zasady rządzące harmonią, zaskakiwało i zarazem fascynowało mnie, jak bardzo rzeczywistość muzyki jest rzeczywistością precyzyjną i logiczną. Tak jak rzeczywistość matematyki.

Mimo jednak ścisłych reguł, jakie rządzą i muzyką i matematyką/informatyką, jest w nich miejsce na kreatywność, niepowtarzalność, nieszablonowość. Bawię się tym Pythonem od niedawna, ale już zauważam, jak fajne w programowaniu jest to, że przy użyciu tych samych środków i tych samych reguł, dany problem można rozwiązywać na różne sposoby, wśród których jedne są prostsze i bardziej - pasuje mi to słowo - eleganckie od innych. Dziś dużo bardziej niż kiedyś jestem w stanie zrozumieć zachwycającego się jakimś fragmentem kodu programistę.

Ostatnia uwaga - na temat frajdy z tego, co się robi. Nigdy muzyka i granie nie cieszyły mnie tak jak teraz, kiedy nie  m u s z ę  chodzić do szkoły muzycznej, kiedy gram co lubię, kiedy jest to czyste hobby. Przypominam tu sobie uwagę jednego dawnego kandydata, który stwierdził, że prawdziwą przyjemność z programowania może czerpać tylko wtedy, jeśli nie jest ono zarabianiem pieniędzy, jeśli jest ono czystym hobby. Ale w końcu, nawet jeśli programowanie zawodowe dostarcza choćby tylko trochę frajdy (a zwykle dostarcza chyba więcej), to i tak niemało.

I właśnie frajdy - z zajęć w pracy i poza pracą - wszystkim czytelnikom w 2014 roku serdecznie życzę. A poniżej muzyczny upominek, czyli ja przy pianinie, czyli dlaczego może jednak warto było trochę pomęczyć się w szkole muzycznej.



_______
fot.: retrothing.com

niedziela, 15 grudnia 2013

Rekrutacja w grach komputerowych

Jak co roku, mniej więcej w grudniu, nachodzi mnie ochota, by solidnie pograć w jakąś grę komputerową, najchętniej strategiczną. Chyba dlatego w grudniu, że to w tym miesiącu, przed laty, dostałem swój pierwszy komputer. Po latach przeglądam więc listy strategicznych gier wszechczasów, wybieram jakąś, kupuję i na parę tygodni oddaję się planowaniu, dowodzeniu, zarządzaniu (gospodarką, dyplomacją, wojskiem itd.), jednym słowem decyduję o biegu historii. Staję się graczem komputerowym i w pełni utożsamiam się ze społecznością graczy, w tym z moim ulubionym jej reprezentantem:



Będąc zaś graczem, o czym dowiedziałem się ostatnio, zwiększam swoją szansę zostania potencjalnym kandydatem w procesie rekrutacyjnym. Oto bowiem gry komputerowe stają się coraz popularniejszym miejscem, gdzie firmy zarzucają swe rekrutacyjne sieci. Jest to w zasadzie naturalne, odkąd gry komputerowe w ostatnich dekadach przestały być domeną dzieci i nastolatków, a stały się popularną, masową rozrywką, angażującą miliony dorosłych i aktywnych zawodowo ludzi. Forbes w 2011 roku przewidywał, że wartość rynku reklam w grach wideo ma się do 2016 roku podwoić. Gry komputerowe, o czym świat usłyszał niedawno, mogą być miejscem aktywnej działalności agentów wywiadu.

Rynek gier komputerowych to też odrębny, specyficzny obszar rekrutacyjny, ze swoistymi nazwami stanowisk, firmami rekrutacyjnymi wyspecjalizowanymi w rekrutacji w branży gier, czy znanymi na całym świecie firmami produkującymi gry. Te ostatnie rzadko mają problem z niedoborem aplikacji kandydatów, często otrzymując CV od ludzi, którzy marzą by w nich pracować, nie wiedząc nawet, z przeprowadzką do jakiego kraju miałoby to się wiązać. Osobiście poznałem kiedyś Francuza, który przeprowadził się do Polski (wcześniej nie wiedząc o niej prawie nic!), by móc pracować w firmie (polskiej), która cieszy się dużą renomą w świecie gier.

Większość firm, także tych z branży gier, musi jednak mocno się postarać, by otrzymywać odpowiednią liczbę i odpowiedniej adekwatności CV. Przydać się wtedy mogą właśnie gry. Poniższy krótki filmik pokazuje, jak duńska agencja reklamowa UncleGrey zmagała się ze znalezieniem dobrego Front-end Developera, wykorzystując ostatecznie (i z sukcesem) grę komputerową Team Fortress 2. W skrócie, firma wynajęła - w roli tzw. ambasadorów - graczy z najlepszymi wynikami w grze, by ci byli po prostu rekruterami, mającymi np. przyklejać (w grze) plakaty informujące o poszukiwanym profilu czy w inny sposób informować o oferowanym przez UncleGrey stanowisku. Przedsięwzięcie, jak chwali się firma, zakończyło się sukcesem.


Nie przeceniałbym jednak roli gier w rekrutowaniu pracowników. Choć coraz popularniejsze, będą pewnie służyć jako dodatek do klasycznych (o ile są jeszcze takie) kanałów rekrutacji. Do rewolucji daleko. W grze, do której się właśnie zabieram (akcja toczy się w czasie II Wojny Światowej) nie spodziewam się zobaczyć plakatów rekrutacyjnych.

_______

czwartek, 5 grudnia 2013

Kahneman stosowany (w rekrutacji)

Urlop sprzyja lekturze. Na szczęście dla odwiedzających Bloga Rekrutacyjnego, zdarzyło mi się mieć na urlopie książkę, która dostarcza wielu inspiracji rekrutacyjnych oraz ogólnie biznesowych i pewnie będzie jeszcze kilka razy w kolejnych wpisach przywoływana. Książka ta to "Pułapki myślenia" (oryg.:  Thinking, Fast and Slow)  psychologa Daniela Kahnemana. Jeśli nobel z ekonomii w 2002 roku dla autora i szereg nagród dla samej książki w ostatnich latach nie są wystarczającą rekomendacją, to moje bardzo dobre o niej słowo - już musi :)

W dużym skrócie, książka traktuje o dwóch najbardziej typowych trybach czy systemach myślenia i podejmowania decyzji przez ludzi. System 1 (tytułowe Fast) to podejmowanie decyzji w sposób spontaniczny, bezrefleksyjny, intuicyjny, szybki, mechaniczny, bezwysiłkowy. System 2 (Slow) to myślenie i decydowanie rozważne, refleksyjne, wolne, nieschematyczne, wymagające wysiłku. We wszystkich sferach życia - po prostu wszędzie tam, gdzie ludzie podejmują decyzje - oba systemy wywierają swój wpływ. Odkrywanie w kolejnych rozdziałach, na kolejnych interesujących przykładach tego, jak System 1 - najzupełniej naturalnie! - zniekształca nasz osąd, prowadząc do błędów poznawczych, zapewnia świetną lekturę. Autor ma dodatkowo autentyczny talent do pisania o tych, wydawałoby się, abstrakcyjnych i akademickich sprawach zajmująco.

Co najmniej kilka fragmentów bardzo zaciekawiło mnie od strony rekruterskiej. Choćby ten, gdzie mowa jest o grupowym podejmowaniu decyzji. Grupa, zdaniem autora, "mądrzejsza" jest wtedy, gdy mogą ujawnić się w niej autentyczne różnice w opiniach poszczególnych członków; gdy mają oni okazję zdecydować o czymś czy zaopiniować coś niezależnie od siebie. Często natomiast, co wykazują badania jak i proste eksperymenty, grupowa decyzja podjęta w toku dyskusji statystycznie bliższa jest temu, co mają do powiedzenia osoby najbardziej asertywne, najbardziej elokwentne lub po prostu te, które wypowiadały się jako pierwsze - nawet, jeśli optują za rozwiązaniem ewidentnie błędnym. "Mądrość" czy trafność osądu grupy bardziej ujawni się tam, gdzie opinie czy obserwacje poszczególnych członków grupy będą wyrażone czy poczynione niezależnie od siebie. Tak, by każdy zainteresowany wypowiedział się bez - zawsze istniejącego w toku dyskusji - wpływu innych. Wynika stąd prosta, praktyczna rada, by przed podjęciem jakiejś decyzji przez grupę, i przed rozpoczęciem dyskusji w tej kwestii, każdy z zaangażowanych krótko wypowiedział swoje zdanie na piśmie.

Często w większym niż 1-osobowe gronie podejmowane są decyzje rekrutacyjne, zwłaszcza te w finałowych etapach, gdzie decyduje się zatrudnienie tej czy innej osoby. Często więcej niż jedna osoba ma wpływ (a przynajmniej głos) w podejmowaniu decyzji technicznych w projektach IT (przynajmniej tam, gdzie dopuszcza się wyrażanie zdania przez innych). Umożliwienie niezależnego wypowiedzenia się wszystkim zainteresowanym może w takich sytuacjach zmniejszyć ryzyko błędu w wyniku nadmiernego ujednolicenia opinii.

Dodatkowy, niewątpliwy atut to możliwość lansu i pochwalenia się wykorzystaniem "zasady niezależnych sądów" (the principle of independent judgments) i "zdekorelowanych błędów" (decorrelated errors).

_____