środa, 23 kwietnia 2014

O co chodzi z "blind" CV?

W branży rekrutacyjnej, ale sądzę, że nie tylko tam, funkcjonuje coś takiego jak "blind" CV, zwane czasem "blank" CV. To CV kandydata bez jego danych personalnych i kontaktowych, zawierające więc tylko (aż?)  informacje o jego doświadczeniu zawodowym i kompetencjach. Nie posługują się zwykle "blind" CV kandydaci. Oni, aplikując na stanowiska, umieszczają swe pełne dane personalne i kontaktowe. "Blind" CV wykorzystywane są głównie w "obrocie CV" między firmami.

Kiedy i po co? Najwczęściej wtedy, gdy firma prezentująca innej firmie swoich kandydatów, nie ma jeszcze z tą firmą zformalizowanej (w postaci umowy) współpracy. Prezentacja takich "blind" CV ma pokazać moc rekrutacyjną firmy: "mamy tylu i takich kandydatów". "Wyblindowanie" (a więc usunięcie danych osobowych kandydata) ma chronić firmę dostarczającą usługę rekrutacyjną przed utratą kandydata. Teoretycznie bowiem jest możliwe, że firma, której CV zaprezentowano - gdy pomiędzy firmami nie ma jeszcze pisemnej umowy - może łatwo skontaktować się z interesującym ją kandydatem i nie zapłacić firmie rekrutacyjnej żadnego wynagrodzenia.

Czytam tak te dwa dotychczas napisane akapity i uświadamiam sobie, że niesympatyczne to rzeczy. "Wyblindowywanie", usuwanie danych kandydata, chęć ustrzeżenia się przed stratą, podejrzenia, nieufność pomiędzy firmami. Tak, dla mnie "blind" CV od zawsze było częścią jakiejś kultury nieufności i nieprzejrzystości. Wysłanie potencjalnemu klientowi "blind" CV ma coś z komunikatu: "nie ufam ci, więc na razie masz CV bez danych". Może ktoś spytać: to co, wysyłać CV kandydata z danymi osobowymi, bez jego zgody? Odpowiem pytaniem: dlaczego bez zgody? Dlaczego nie zadzwonić do niego i nie spytać? Tylko że to kosztuje czas. Szybciej i łatwiej po prostu usunąć dane i wysłać CV. Tyle że później dochodzi do sytuacji, w których np. CV - tyle razy i w takiej masie "wyblindowywane", że rekruter stracił orientację, czyje ono jest - trafia do... szefa osoby, która to CV jakiś czas temu firmie rekrutacyjnej wysłała. Naprawdę, znam takie przypadki. 

Najciekawsze, że często kamuflaż z "blind" CV jest fikcją, gdyż opierając się na pozostałych w CV informacjach (np. nazwy stanowisk, firmy) i korzystając z portali społecznościowych z łatwością można zidentyfikować tożsamość kandydata. W tej sytuacji firmy rekrutacyjne w "wyblindowywaniu" posuwają się czasem do skrajności, usuwając nie tylko dane osobowe, ale i nazwy stanowisk czy nazwy firm, w których pracował kandydat. To jednak powoduje, że takie "blind" CV jest mało informatywne, są branże, gdzie nazwa firmy czy stanowiska mówi wszystko.

Na Zachodzie (np. w UK), "blindowanie" CV służy jako - dyskusyjny - element walki z dystryminacją pracowników czy obiektywizacji procesu rekrutacji. Niekiedy sami pracodawcy wymagają od aplikantów usunięcia informacji o wieku czy płci, by uchronić się przed potencjalnymi oskarżeniami o branie pod uwagę pozamerytorycznych kryteriów przy naborze. Znów jednak, w dobie internetu i Google'a podobne zabiegi nie dają szansy na sukces. Wygląda na to, że w dziedzinie CV - jak w wielu innych związanych z rekrutacją - jawność po raz kolejny jest wartością sprawdzającą się bardzo dobrze. 

_______
fot.: legalweek.com

wtorek, 8 kwietnia 2014

Gdzie mieszkają i ile pracują szczęśliwi pracownicy

Zastanawiałem się ostatnio nad postępem w wydajności pracy i jego przekładaniem się na czas, jaki spędza się w pracy w krajach rozwiniętych, zwłaszcza tych (jak USA), gdzie kultura pracy czy kultura w ogóle każe pracować sporo więcej niż 40h w tygodniu. Zwłaszcza w branżach, gdzie postęp technologiczny (szczególnie w obszarze komunikacji - telefonia komórkowa, internet itd.) zwiększył wydajność pracowników tak bardzo, że rozsądek nakazywałby, jeśli można te same prace wykonywać dziś szybciej, pracować mniej, a nie więecj.

Jak to się dzieje, że pomimo niesamowicie usprawniających mnóstwo codziennych pracowniczych czynności narzędzi, pomimo komputeryzacji i automatyzacji, pomimo niemal nieograniczoych możliwości komunikacyjnych, pomimo pewnie kilkudziesięcioprocentowego dzięki temu wzrostowi wydajności pracy w ostatnich dekadach, w zachodnich społeczeństwach pracuje się tak samo długo, a chyba jeszcze w szybszym tempie? (Nie wspominam już o wschodnich rozwiniętych społeczeństwach, jak np. Korea Płd. czy Japonia).

Trafiłem niedawno na tekst, w którym te same pytania zostały zadane jeszcze prościej i jeszcze bardziej obrazowo. To esej brytyjskiego filozofa Bertranda Russella pt. "Pochwała lenistwa", w którym pisał on tak: 

"Przypuśćmy, że w danej chwili pewna liczba robotników zajmuje się produkcją szpilek. Ludzie ci wyrabiają wszystkie szpilki, jakich świat potrzebuje, pracując - powiedzmy - osiem godzin dziennie. Pewnego dnia ktoś robi wynalazek, dzięki któremu ta sama liczba ludzi może wyprodukować dwa razy więcej szpilek niż dotychczas. Ale świat nie potrzebuje więcej szpilek; szpilki są już tak tanie, że ich sprzedaż nie powiększy się prawie wcale, jeśli obniży się ich cena. W świecie rozumnym każdy, kto trudni się produkcją szpilek, zacząłby pracować cztery godziny zamiast ośmiu, a wszystko poza tym zostałoby po staremu. Jednak w świecie rzeczywistym uznano by to za demoralizację. Wszyscy pracują nadal osiem godzin, szpilek jest za dużo, część przedsiębiorców bankrutuje i połowa ludzi zatrudnionych przy produkcji szpilek traci pracę. W rezultacie otrzymujemy tę samą ilość wolnego czasu, co w systemie racjonalnym, z tą tylko różnicą, że gdy jedna połowa ludzi nie ma nic do roboty, druga nadal się przepracowuje. W ten sposób staje się pewne, że nieunikniony przyrost wolnego czasu zamiast być źródłem powszechnego szczęścia, spowoduje pomnożenie niedoli. Czy można wyobrazić sobie większy obłęd?"

Nie podejmę się, nawet skrótowo, dociekać w krótkim blogowym wpisie, dlaczego tak jest. Problem to złożony i wieloaspektowy. Trafiam jednak od czasu na wyniki badań i statystyki mówiące o czymś prostym. O tym, że obłęd, o którym pisał Russel, nie służy samym pracownikom. Przykładowo, to zestawienie krajów mających najbardziej i najmniej szczęśliwych pracowników pokazuje, że najszczęśliwszą siłę roboczą na świecie ma kraj, w którym - przynajmniej spośród krajów EU - pracownicy spędzają najmniej czasu w pracy. Chodzi o Danię. Najmniej szczęśliwymi, według tego samego zestawienia, są z kolei pracownicy w Japonii i Hongkongu, czyli z rejonu świata, gdzie pracuje się długo.

Jeśli któryś kraj jako pierwszy na świecie zdecyduje się kiedyś na rozpoczynanie weekendu w czwartek po południu, to raczej nie będzie to "pracowita" ojczyzna Sony i Toyoty, ale "leniwa" ojczyzna klocków Lego. I raczej nie będzie to z tego powodu kraj mniej szczęśliwy.

_______