poniedziałek, 17 sierpnia 2015

82-110 zł za godzinę, czyli o wysoce pożądanym i stąd ceniącym swój czas programiście

Mój niedawny post na LinkedIn, gdzie zacytowałem jednego z naszych kandydatów domagających się wynagrodzenia za sam udział w rekrutacji, wzbudził zaskakująco duże zainteresowanie internetowej społeczności, zwłaszcza tej rekruterskiej i programistycznej. Post obrodził w liczne komentarze, w tym niektóre sympatyzujące z naszym kandydatem. Uzmysłowiło mi to, że sprawa wymaga bardziej obszernego niż LinkedInowa wrzuta potraktowania. 

Dla przypomnienia, kandydat napisał do nas tak: "Godzina mojego czasu wacha sie [pisownia oryginalna] w przedziałach 82-110zk za godz netto + VAT. Jesli nalega Pan na kontakt inny niz mailowy bez podania wyraźnych przyczyn jestem w stanie sie zgodzić na tych warunkach." 

Już sens komunikatu wymaga odrębnego potraktowania. Czy należy go rozumieć tak, że jeśli podałbym "wyraźną przyczynę" chęci rozmowy z kandydatem, to zrezygnowałby on z oczekiwanego honorarium? Kto wie. Przyczyna powinna była być w tym przypadku oczywista. Jeśli kontaktuje się z Tobą na LinkedIn rekruter, to prawdopodobnie nie w celu matrymonialnym albo by zaoferować nową kartę kredytową.

Propozycja kandydata spotkała się z, jak już wspomniałem, niemałym zrozumieniem. Kilka (fragmentów) komentarzy:

- "zwyczajnie osoba nie chce żeby zawracać głowę bezsensowną gadką bez konkretów i nie znalazła mniej dyplomatycznej odpowiedzi że 'zawracacie mi gitarę bez powodu'"
- "Mysle, ze to jest uczciwe postawienie sprawy wobec faktu, ze ciagle jeszcze mnostwo na rynku rekruterow, ktorzy pozawracaja glowe, mimo, ze tak naprawde nie rozumieja czy kandydat sie nadaje na stanowisko czy nie."
- "Biorąc pod uwagę wielokrotnie wysyłane zaproszenia przez rekruterów na LinkedIn w ciemno, bez analizy wstępnej profilu kandydata to taka odpowiedź jest zasadna."
- "Hmmm ... a może jest to kolejna osoba mająca dość latania na drugi koniec Polski tylko po to, żeby się dowiedzieć, że praca polega na zupełnie czymś innym, ustalona kwota wynagrodzenia jest nieosiągalna a została wyciągnięta na rozmowę tylko dlatego, że ktoś komuś kazał przesłuchać minimum tyle i tyle osób ... oczywiście bez pokrycia kosztów takiej podróży ... niestety znam z autopsji."

Jestem w stanie zrozumieć irytację kandydata, który wielokrotnie otrzymał ofertę nieadekwatną do jego profilu; który wziął udział w kilku procesach rekrutacyjnych, by na koniec dowiedzieć się, że jego oczekiwania finansowe są zbyt wysokie; którego w ogóle nie informowano o wyniku rekrutacji i tak dalej. Zgadzam się, jest na rynku wielu niekompetenych rekruterów i wiele nie mających żadnych standardów rekrutacyjnych firm. Ale czy uprawnia to do tego, by wszystkich rekruterów i wszystkie firmy już na wstępie traktować nieufnie i roszczeniowo?

Zawsze byłem za partnerskim traktowaniem się stron w układzie rekruter-kandydat czy firma-kandydat, za traktowaniem się jak równi. Rozumiem przez to przede wszystkim otwartość (już na początku rekrutacji) co do tego, czego obie strony wobec siebie oczekują i co są w stanie sobie zaoferować. Także finansowo. Partnerskie podejście firmy rozumiem mniej więcej tak: "Oferujemy ci, drogi kandydacie, takie stanowisko, takie obowiązki, takie wynagrodzenie. Otrzymasz to, jeśli podczas rekrutacji udowodnisz, że masz do tego wystarczającą motywację i - następujące - kompetencje." 

Natomiast podejście wspomnianego kandydata rozumiem mniej więcej tak: "Szkoda mi na was mojego czasu. Nic jeszcze nie wiecie o moich kompetencjach, ale swój czas wyceniam na 82-110 zł za godzinę". Trudno mi doszukać się tu partnerstwa. 

Jak poczułby się kandydat, gdybyśmy odpisali mu: "Dobrze, serdecznie zapraszamy do udziału w rekrutacji. Ale ponieważ my też cenimy swój czas, proponujemy, że jeśli weźmie Pan udział w naszej rekrutacji, lecz ostatecznie odpadnie - tracąc de facto nasz czas - to zapłaci nam Pan 82-110 zł za każdą godzinę". Byłoby to partnerskie?

Być może w dobie coraz większej desperacji niektórych firm w znalezieniu dobrych (a czasem nawet - jakichkolwiek...) programistów płacenie kandydatom za udział w rekrutacji upowszechni się. Pewna firma za udział w rekrutacji płaci 100 Euro. "Jeżeli przejdziesz początkowy etap rekrutacji i weźmiesz udział w rozmowie kwalifikacyjnej zapłacimy za Twój czas – 100€!". Nieźle, biorąc udział w wielu takich rekrutacjach, można by wyciągnąć miesięcznie więcej niż w niejednej regularnej pracy.

Rekruterzy, traktujcie poważnie swoich kandydatów. Kandydaci - wy tak samo. Jedni i drudzy, otwarcie i już na wstępie mówcie, co macie do zaoferowania i czego oczekujecie w zamian. "Ostatecznie - że zacytuję mądrą wypowiedź jednej z komentujących mój LinkedInowi post - udział w rozmowie powinien być korzystny dla obu stron bez koniecznosci opłacania jednej z nich".


_______
fot.: http://www.freeimages.com/photo/time-is-money-2-1237247

13 komentarzy:

  1. Heh, tak przypuszczałem, że wkrótce się odniesiesz szerzej do tego posta z LN :)

    Ja np. wiedząc jak dzięki współpracy z miedzy innymi 7N ;-) mam wywindowaną stawkę godzinową od razu na wstępie to zastrzegam. Tym sposobem zaoszczędzam czas swój i rekrutera - sprawa jest oczywista - jak nie jest w stanie nawet osiągnąć mojej bieżącej stawki, to raczej już niczym innym mnie nie skusi... Jasne, są wartości pozapłacowe, ale w sytuacji gdy jedyną różnica w pracy jest nazwa pracodawcy i projektu (gdy np. obecny i potencjalny to fajna firma, z fajnymi ludźmi i w dobrej lokalizacji), cóż...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jestem wprawdzie programistą, tylko administratorem, ale jest to chyba dość podobna grupa. Dość regularnie dostaję różne propozycje na LinkedIn i staram się odpowiadać na wszystkie rozsądnie skonstruowane "zaczepki". Rekruter zawsze dostaje ode mnie mniej lub bardziej rozbudowaną listę pytań. Może mam po prostu szczęście, ale do tej pory zawsze dostawałem komplet informacji. I dopiero jak posiadam w miarę kompletny obraz stanowiska mogę rozmawiać o jakimś spotkaniu. Ale nie wpadłbym na to, żeby z miejsca określać stawkę i próbować wyciągnąć kasę za samą możliwość spotkania z moją osobą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jak poczułby się kandydat, gdybyśmy odpisali mu: (...) to zapłaci nam Pan 82-110 zł za każdą godzinę". Byłoby to partnerskie?""

      Nie wiedziałem, że rekruterzy prowadzą te rekrutacje w wolnym czasie. Głupi ja myślałem, że to ich praca i mają za to kasę... bo kurcze w przypadku programistów za szukanie pracy nikt im nie płaci. Co więcej jak chce się rozmawiać osobiście, określa termin i czas, który wymaga od potencjalnego kandydata wzięcia urlopu to niech się szanowny rekruter nie dziwi, że kandydat chce jakiejś rekompensaty.
      Niestety miałem już kilka razy tą wątpliwą przyjemność, że na spotkaniu miałem replay z rozmowy przez telefon czy "test" który nijak przystawał do reklamowanego stanowiska.
      I żeby oddać trochę sprawiedliwości to niestety bywa i tak, że rekruterzy niby robią dobrą robotę, a potem człowiek trafia na rozmowę do firmy i okazuje się, że to co jedni mówili ma się nijak do tego co się na miejscu dowiadujesz.

      A tak na koniec to hitem był dla mnie proces rekrutacyjny, który miał składać się z 2 rozmów telefonicznych (zewnętrzny rekruter, potem osoba z firmy) i 3 spotkań (test programistyczny + "poznanie" ludzi z teamu, rozmowa z kierownikiem + "rozmowa techniczna", rozmowa z szefem + negocjacje wynagrodzenia), z czego na ostatnim miała być dopiero rozmowa o pieniądzach...

      Usuń
  3. Kandydatowi puściły nerwy trochę, bo pewnie wiadomość którą dostał przed Twoją, była marnej jakości (jak i poprzednie 20).

    Zdarza się też, że ludzie wysyłając wiadomości do kandydatów, w pierwszym zdaniu przepraszają, że to robią... Pytam się wtedy, czemu wysyłasz, skoro z góry zakładasz, że nie chcę jej dostać i nie jestem zainteresowany?

    Na samym więc starcie w takim przypadku "partnerstwo" nie istnieje, nawet jeśli Ty Pawle tak chcesz współpracować. Niestety w głowie tego akurat kandydata, jesteś kolejną osobą w ciągu godziny, która czegoś chce.

    Jednak różne zasady panują w różnych środowiskach i na niektórych plażach nawet parawan nie pomoże ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja chętnie uczestniczyłbym w rekrutacji i to za darmo. Mój profil można znaleźć https://pl.linkedin.com/pub/jaroslaw-eitelthaler/2/267/523. Proszę pisać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rekruterzy przeważnie próbują zebrać dane osobowe i/lub udawać, że są potrzebni przepychając niewinnych ludzi przez proces rekrutacji. Do tego rekruter jest opłacany przez firmę, która go wynajęła, a jeszcze-nie-kandydat poświęca swój własny czas.

    Gdy dostaję zapytanie o kontakt telefoniczny bez podatania konkretów, to uważam to za SCAM. Szczególnie, że czasu nie da się zarobić w przeciwieństwie do pieniędzy.

    Z drugiej strony warto by zapytać, za jaką część rekrutacji odpowiadają rekruterzy i jakiej jakości kandydatów dostarczają?

    OdpowiedzUsuń
  6. Drogi Pawle, niepotrzebnie lekceważąco podchodzisz do tego zagadnienia,
    uważam że to jest przyszłość rekrutacji.
    Miałem wielokrotnie spotkania na wysokim szczeblu dotyczące , budowania silnej profesjonalnej bankowości, czy szerzej usług bankowych, zmarnowałem dużo czasu, raz nawet ok. czterech miesięcy, aby się dowiedzieć, że te podmioty, nie tylko nie mają zwykłego internetu dedykowanego, ale , co gorsza ,nie wiedzą co do jest, a , na domiar złego ,w umowie najmu, mają klauzulę , że nie mogą takowego posiadać..,
    już mnie nikt nie namówi na takie spotkania , propozycje, nawet za 1 000 zł na godzinę.
    Podzielam w całości, opinię poprzednika, w mojej ocenie, powinno to iść w kierunku pełnej profesjonalizacji,
    aby, maksymalnie oszczędzać czas ,nerwy, zarówno rekrutera, jak kandydata.

    OdpowiedzUsuń
  7. "Ale czy uprawnia to do tego, by wszystkich rekruterów i wszystkie firmy już na wstępie traktować nieufnie i roszczeniowo?"

    Myślę, że gdyby oferta była przedstawiona od razu w szczegółowości, która by zadawalała tego kandydata, to spodziewam się, że omawiana kwestia z jego ust by nie padła.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rynek rekruterów sam zapracował na swoją opinię. Rekruter to taki co ma wykonać swój plan za jak najniższą stawkę, więc chętnych jest dużo, prób dużo, zawracania głowy dużo, ale realnych "parowań" niewiele. Nikt nie chce być planktonem i niech każdy rekruterem wbije to sobie do głowy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten post wywołał niemałą burzę w moich kręgach... Generalnie polecam wpis na blogu innego rekrutera: http://ferrante.pl/life/publicystyka/jak-rekrutowac-dobrych-programistow-kilka-porad-dla-firm-i-rekruterow/ uważam, że bardzo trafnie i rzeczowo obejmuje kilka ważnych aspektów "poszukiwania" programisty

    OdpowiedzUsuń
  10. "Zawsze byłem za partnerskim traktowaniem się stron w układzie rekruter-kandydat czy firma-kandydat, za traktowaniem się jak równi.".
    Ja też, ale doświadczenie mi pokazuje, że firm, których podejście jest *inne* niż "jesteśmy świetną firmę, która robi Ci przysługę w ogóle pozwalając na spotkanie w swoich progach" jest *mniejszość*. Począwszy od oczywistej informacji o widełkach, jakie są na dane stanowisko oferowane. Powiedzmy, że jedno na sto ogłoszeń je ujawnia. Czy to partnerskie i uczciwe?

    OdpowiedzUsuń
  11. Podjęcie rozmowy to nie "Propozycja nie do odrzucenia". Warto od początku się określić co do oczekiwań i możliwości. Brniecie w niedopowiedzenia nie przyniesie oczekiwanego efektu. Oczywiście, jeżeli ktoś nie umie rozmawiać, niech lepiej nie podejmuje rozmowy.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kandydat faktycznie trochę "pojechał", ale to jest wynik dwóch trendów na rynku pracy IT:
    -ogromnego popytu na pracowników, zwłaszcza programistów
    -ogromnego wzrostu jeśli chodzi o ilość firm zajmujących się rekrutacja do IT, oraz powszechnemu spamowaniu skrzynek Linkedin czy Goldenline, często kompletnie nietrafionymi ofertami
    Powiedzmy sobie szczerze: bycie talentem w IT to wynik ciężkiej pracy i doświadczenia. Ciągłe spędzanie czasu nad książkami, studiowanie nowych języków programowania, kursy, szkolenia, warsztaty etc.
    Utalentowany pracownik IT zarabia często 2-3 razy więcej niż średnia stawka rynkowa w jego branży, oraz otrzymuje nawet po 1-2 oferty pracy dziennie i to od firm z zagranicy, w tym największych graczy takich jak Microsoft czy Google.
    Skusić go może tylko konkret: praca dla firmy XXX, w projekcie XXX, za stawkę XXX.
    Setki pracodawców o niego walczą, w takich realiach 2-3h na dojazd do siedziby firmy rekrutacyjnej + odbycie rozmowy, tylko po to żeby dowiedzieć się że szukają za połowę obecnej stawki mija się z celem.

    OdpowiedzUsuń