środa, 2 grudnia 2020

Nowy adres bloga

 Od grudnia 2020 blog działa pod nowym adresem: rekrutacyjny.com

Nowe wpisy będą pojawiały się wyłącznie tam.

Zapraszam!

Paweł Zdziech

wtorek, 24 marca 2020

O pracach bezsensownych (bullshit jobs)


Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego to piątek jest ulubionym dniem świata pracowniczego, choć przecież na LinkedIn wszyscy postują o tym, że ich praca jest taka fajna („oto biurko w mojej nowej pracy!”)? 



Czy pomyśleliście kiedykolwiek, dlaczego zawody użyteczne dla społeczeństwa – np. nauczyciel, pielęgniarka, śmieciarz, nawet czasem lekarz – są opłacane tak słabo w porównaniu z zawodami, które, gdyby przestały istnieć, świat nie tylko by się nie zawalił, ale byłby może nawet lepszym światem? Albo czy po prostu pomyśleliście kiedykolwiek o swojej pracy: czy ma ona sens?

Takich mniej więcej kwestii dotyczy wydana w 2018 roku książka Davida Grabera, pt. „Bullshit Jobs: A Theory”. (Wydanie polskie z 2019 roku ma tytuł “Praca bez sensu. Teoria”).
Czym jest tytułowa bullshit job? W definicji autora: forma płatnej pracy, która jest tak bezsensowna, niepotrzebna lub społecznie szkodliwa, że nawet sam pracownik nie może uzasadnić jej istnienia, choć – w ramach warunków zatrudnienia – czuje się zobligowany udawać, że tak nie jest.

Spektakularnego przykładu specyfiki takiej pracy dostarczył w 2002 roku pewien fiński audytor podatkowy, który pewnego dnia zmarł w pracy, siedząc przy swoim biurku. Po śmierci siedział tak jeszcze przez 48 godzin, zostawiony samemu sobie przez 30 pracujących na tym samym piętrze współpracowników. Przy czym nie było to wynikiem słynnego fińskiego dystansu i rezerwy w relacjach międzyludzkich, a właśnie tego, że praca biednego audytora była tak niepotrzebna i bezsensowna.

Inne przykłady? Autor podaje ich mnóstwo: recepcjonistka, która zatrudniona zostaje tylko po to, by podnieść prestiż firmy w oczach odwiedzających biuro; grafik komputerowy, który poprawia zdjęcia fotomodelek, wykorzystywane później w kampaniach marketingowych; telemarketer namawiający do kupna niepotrzebnych produktów; większość zawodów sektora finansowego, wielu prawników korporacyjnych, PR-owców, marketingowców, menadżerów… Według szacunków autora, ok. 37-40% zawodów we współczesnych rozwiniętych społeczeństwach jest bulszitem, a jeśli dołączyć zawody, które wprawdzie mają sens (np. nauczyciel), ale część ich zadań (np. papierologia) jest bulszitem, całościowo około połowy (!) wykonywanej w świecie Zachodu pracy jest w istocie zbędna.

Trudno mi zgodzić się z Graeberem co do głównego kryterium zakwalifikowania jakiejś pracy jako bullshit. Dla niego jest to subiektywne poczucie samego pracownika. Tymczasem może być przecież tak, że pracownik wykonujący jakąś pracę uważa ją za pożyteczną i sensowną, a jednocześnie może być ona społecznie szkodliwa – patrz: bankier inwestycyjny przyczyniający się do kryzysu finansowego.

Inne intuicje autora książki są jednak, według mnie, całkiem trafne. Jak ta, że często ilość biurowej agresji i stresu w firmach czy branżach są odwrotnie proporcjonalne do bezsensowności, bezużyteczności czy szkodliwości tego, czym te firmy (lub branże) się zajmują.

Albo ta, że częściowo za obecny stan „bulszityzacji” świata pracy odpowiada odziedziczony po minionych wiekach etos pracowitości i wiary w wartość pracy samej w sobie. Doprowadziło to do tego, że za moralnie wyższą od niepracowania uznajemy dziś jakąkolwiek, nawet bezsensowną czy szkodliwą pracę. Tymczasem może jest tak, że ludzie wcale nie zostali stworzeni do pracy. Może tym, co powoduje, że wielu z nas wstaje rano i jedzie do biur, są po prostu wysokie ceny mieszkań, chęć nowych gadżetów, porównywanie się z innymi czy zwykła chciwość?

Daje do myślenia, gdy pisze: „Sto lat temu wielu zakładało, że rozwój technologii i narzędzi oszczędzających pracę może skrócić tygodniowy czas pracy do dwudziestu czy nawet piętnastu godzin w tygodniu. Prawdopodobnie mieli rację. A jednak, z jakiejś przyczyny jako społeczeństwo zbiorowo zdecydowaliśmy, że lepiej jest kazać milionom ludzi pisać raporty albo tworzyć mapy myśli na spotkania PR-owe – zamiast robić na drutach, bawić się z psem, założyć zespół muzyczny lub plotkować z przyjaciółmi w kawiarni”.

Czas koronawirusa to dobry moment na refleksję. (Nawiasem mówiąc, w realiach epidemii widać chyba najbardziej jaskrawo, że zawody, które nie cieszą się dużym społecznym prestiżem – np. kasjer w sklepie – są często w istocie bardzo wartościowe; są przeciwieństwem bullshit jobs). Książka Graebera bodźców do takiej refleksji dostarcza sporo.

Nie wiem, czy polecać do czytania angielski oryginał, bo język momentami akademicki (zdania na pół strony itp.), ale po polsku powinno iść. Ewentualnie, tu [LINK] do pierwszego artykuł Graebera z 2013 roku nt. bullshit jobs, gdzie można sprawdzić przyswajalność treści.

Choć oczywiście lekturą na te czasy bardziej adekwatną (i na tematy bardziej od pracy doniosłe) byłaby pewnie „Dżuma” A. Camus.



_______