niedziela, 11 grudnia 2016

Jack Arnold zdradza sekret zadowolenia z obranej drogi zawodowej

Stare powiedzenie mówi, że jak się nie ma tego, co się lubi, trzeba lubić to, co się ma. A że w sferze zawodowej rzadko jest tak, że ma się wszystko, czego się chce, zaczęcie lubić tego co się ma wydaje się bardzo rozsądną opcją.

Wróciłem ostatnio do czasów późnego dzieciństwa za sprawą przypomnienia sobie serialu "Cudowne lata". Czasy te w moim przypadku to początek lat 90-tych, a jednym z popularniejszych seriali emitowanych wówczas były właśnie "Cudowne lata". Opowiadały one o w zasadzie zwyczajnym, codziennym świecie nastolatka z Ameryki przełomu lat 60-70-tych, Kevina Arnolda, ale opowiadały w wyjątkowo ciepły i mądry sposób - przynajmniej tak to z tamtych czasów zapamiętałem. Kilka tygodni temu postanowiłem sprawdzić, jak serial podobać mi się będzie dziś.

Jeden z pierwszych odcinków, do których dotarłem, miał tytuł "Biuro mojego ojca" i przyniósł kilka ciekawych spostrzeżeń na temat pracy, kariery i satysfakcji zawodowej - temat w sam raz na wpis na Rekrutacyjnym.

W odcinku tym Kevin przygląda się pracy swego ojca - Jacka Arnolda, managera średniego szczebla w dziale logistyki firmy Norcom. Zauważa, że surowość ojca w domu - i tak spora - rośnie wprost proporcjonalnie do poziomu stresu, z jakim zetknął się danego dnia w pracy. Przede wszystkim jednak uświadamia sobie, że tak naprawdę kompletnie nie wie, czym ojciec się zajmuje. Czym zajmuje się manager średniego szczebla w dziale logistyki?


Ojciec postanawia zabrać Kevina do biura, by pokazać mu, co robi i jak pracuje. Następnego dnia obaj wystrojeni w garnitury przekraczają progi mitycznego Norcomu. Tam Kevin powierzchownie wprawdzie, ale poznaje specyfikę pracy managerskiej; imponuje mu sposób, w jaki ojciec załatwia sprawy (często kilka na raz), w jaki wydaje polecenia; jest pod wrażeniem autorytetu, jakim się cieszy.

Podczas przerwy na kawę w kuchni Kevin - sam na sam z ojcem - próbuje dowiedzieć się (trochę jak rekruter) na temat zawodowej historii ojca.

- Tato, kiedy zdecydowałeś, że zostaniesz managerem dystrybucji i usług serwisowych?
- (śmiejąc się) Przepraszam. To zabawna myśl: chcieć zostać managerem dystrybucji i usług serwisowych. To znaczy... To dobra praca, ale nie jest to coś, o czym myślałem, że będę robił w życiu.
- A co chciałeś robić?
- Chciałem być zawodowym graczem bejsbola.
- Naprawdę?
- Tak. Miałem jeszcze opcję zapasową. Nigdy nikomu tego nie mówiłem, nawet twojej mamie. Gdy byłem dzieckiem, chciałem być kapitanem statku. Wiesz, któregoś z tych wielkich frachtowców czy nawet tankowca. Cudownie byłoby stać na mostku w środku nocy i nawigować, kierując się gwiazdami. Oczywiście, dziś są od tego urządzenia, ale wtedy o tym nie wiedziałem. Tak, myślałem wtedy, że to byłaby najcudowniejsza rzecz na świecie.
- To czemu tego nie zrobiłeś?
- Hmm, wiesz, jedna rzecz prowadzi do drugiej. Poszedłem na studia, spotkałem twoją mamę. Następnego lata znalazłem pracę w doku rozładunkowym tu w Norcomie. Reszta jest historią.
- Byłbyś świetnym kapitanem statku, tato.
- Nie, pewnie nie. Pewnie miałbym chorobę morską. Wiesz, Kevin... Nie możesz zrobić każdej głupiej rzeczy, na jaką masz ochotę w życiu. Musisz dokonywać wyborów. Musisz próbować i starać się być szczęśliwy z tych wyborów. Myślę, że ułożyło nam się całkiem dobrze, co?
- Myślę, że ułożyło nam super.

Uważam postawę pana Jacka Arnolda za dojrzałą i mądrą. W 99% przypadków nie robimy tego, o czym marzyliśmy. Większość współcześnie istniejących zawodów nie jest ekscytujących jak bycie graczem bejsbola czy kapitanem statku. Zawodowe realia to raczej praca w biurze, np. w dziale X, w firmie Y. Raporty, maile, spotkania, telefony... "Musisz dokonywać [z dostępnej ci puli] wyborów i próbować być szczęśliwy z tych wyborów".

A na koniec, by już ostatecznie przesądzić, że pan Jack Arnold jest osobą mądrą, on sam powie o najważniejszym momencie w dniu pracy:




_______
fot.: TimeLife.com