niedziela, 12 listopada 2017

Efekt LinkedIna na przykładzie rekruterów

Tzw. efekt LinkedIna - opisywanie swojej zawodwej roli w przesadzony co do istotności tej roli sposób - dopada czasem rekruterów. 








W relacjach między ludźmi zależy nam czasem na tym, by zaprezentować się korzystniej niż jest w rzeczywistości. Bizes bez wątpienia jest takim obszarem relacji międzyludzkich. W nim często korzystne zaprezentowanie się może mieć przełożenie na wymierne - także finansowo - rezultaty. Korzystnie chcą zaprezentować się przed sobą potencjalni kontrahenci, pozytywny wizerunek chcą pokazać na rozmowie rekrutacyjnej kandydaci, wreszcie rekruterzy - ci też, prezentując się w profesjonalnym świecie, w większości chcą wypadać jak najbardziej profesjonalnie. Czasem jednak chęć polepszenia swojego wizerunku przynosi efekty zastanawiające, by nie powiedzieć komiczne.

Miałem niedawno okazję przyjrzeć się kilkuset profilom rekruterskim na polskim LinkedIn. Oto, co znalazłem.

W pewnej firmie świadczącej "rozwiązania konsultingowe" (w praktyce wynajmującej specjalistów IT) rekruterzy pracują na stanowiskach brzmiących Competence Manager. Zawsze sądziłem, że stanowisko o takiej nazwie opisuje kogoś, kto - ogólnie rzecz biorąc - zarządza kompetencjami w firmie: rozwojem pracowników, szkoleniami itp. Domyślam się, że kierownictwo wspomnianej firmy może rozumieć rekrutację jako znajdowanie, a nawet dopasowywanie odpowiednich kompetencji (w postaci odpowiednich osób). Jak na mój gust to jednak daleko posunięta interpretacja...

W innej firmie, z pokrewnej branży, rekruterzy mają zaszczyt mieć w swoim CV nazwę stanowiska brzmiącą IT Resource Project Manager. Tu z kolei nazwa stanowiska sugeruje, że rekruter zarządza projektem, którego celem jest zapewnienie zasobów IT. Niby znów formalnie wszystko się zgadza, ale i tu, delikatnie mówiąc, forma znacząco przeważa nad treścią.

Jeszcze ciekawiej, gdy przyjrzeć się, co niektórzy rekruterzy wpisują w polu "Obowiązki".

Jeden z dumnie brzmiących Competence Managerów z przykładu powyżej wśród zadań ma "receiving applications" i jakkolwiek staram się, to nie potrafię wyobrazić sobie, w jaki sposób otrzymywanie aplikacji może wiązać się z aktywnym wysiłkiem, zakładając, że nie przyjeżdżają te aplikacje w ciężarówce i nie trzeba ich rozładować. Podobnie jest z "requesting references" i "selecting candidates" - tu też chęc uwznioślenia rekruterskiego trudu wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. By mieć kompletny obraz, dopisałbym "opeing and reading incoming e-mails" oraz "dealing with Outlook".

Serdecznie z kolei współczuję rekruterowi, który w swych obowiązkach ma "Przygotowywanie raportów z wykonywanej pracy". Mam nadzieję, że jego przełożony wkrótce nabierze zaufania, zwolni go z pisania raportów i pozwoli zaoszczędzony czas wykorzystać na poszukiwanie kandydatów.

Kończę żarty.

Drodzy - niektórzy - rekruterzy i ich szefowie! Rekrutacja, jeśli dobrze wykonana, jest wystarczająco doniosłym zajęciem, by nie potrzebować podwyższania jej biznesowego statusu przez napompowane nazwy stanowisk i wydumane obowiązki. Wystarczy mieć świadomość, że Waszą pracą zmieniacie losy zawodowe ludzi, a znajdując odpowiednich ludzi, zmieniacie losy Waszych firm. Można wpisać tylko to i na dobrą sprawę wystarczy. 


_______