środa, 26 stycznia 2011

Zarobki w IT trzymają się mocno

Jeden z niedawnych raportów płacowych firmy Sedlak & Sedlak - którego wyniki streściła "Rzeczpospolita" - wskazał branże IT oraz telekomunikacyjną jako te, w których w 2010 roku można było liczyć na najwyższe zarobki. W tej pierwszej wzrosły one średnio do 5,1 tys. brutto miesięcznie. Jako rekrutera w tej właśnie branży wynik taki mnie oczywiście cieszy, choć mam świadomość, że podobne analizy - a zwłaszcza prezentacje ich wyników w mediach - są mocno uproszczone. Nie wiem przykładowo, czy nie bardziej interesujące byłyby wyniki nie w odniesieniu do branż, a w odniesieniu do stanowisk. Inna rzecz, którą aż się prosi uwzględniać w raportach płacowych, to wyodrębnianie dużych miast z wyników prezentujących dane z poszczególnych województw. Cóż mi po zarobkach w całym mazowieckim, jeśli wiem, że zarobki w Warszawie są zdecydowanie wyższe niż w reszcie województwa.

Czy podawane w raportach płacowych kwoty zbieżne są z moim doświadczeniem rekruterskim, przynajmniej jeśli chodzi o sektor IT? Są niższe. Wynika to zapewne z tego, że rekrutuję przede wszystkim w Warszawie i w innych dużych miastach. Drugi powód to ten, iż rekrutuję zazwyczaj na stanowiska, na które względnie trudno znaleźć kandydatów. Zatem, w sytuacji przewagi popytu (na dobrych kandydatów) nad podażą (dobrych kandydatów), wynagrodzenia są przeważnie wyższe niż powszechnie. Z tego co obserwuję prowadzone przez nas projekty rekrutacyjne w innych sektorach, IT nie jest tu wyjątkowe.


_______

wtorek, 18 stycznia 2011

Rekruter certyfikowany

Interesującą inicjatywą w branży head-hunterskiej w ostatnim czasie była ta, z którą wyszło Polskie Forum HR: inicjatywa certyfikacja konsultantów (w domyśle: rekrutacji). Skąd taki pomysł?

"Biorąc pod uwagę niepokojące sygnały pojawiające się na rynku, podważające kompetencje Konsultantów i tym samym poddające w wątpliwość poziom jakości usług dostarczanych przez agencje zatrudnienia, Polskie Forum HR przygotowało projekt mający na celu określenie standardu kompetencji Konsultantów, zajmujących się wspieraniem klientów w obszarze profesjonalnej rekrutacji i selekcji. Certyfikat pozwoli wyróżnić na rynku te osoby, których kwalifikacje i doświadczenie są gwarantem wysokiej jakości usług".

Nie wiem, co od samego początku nie spodobało mi się w tej inicjatywie. Czy to, że od ubiegających się o ów certyfikat oczekiwano listu motywacyjnego (przecież sami certyfikujący piszą, co jest celem certyfikowania: "Certyfikat pozwoli wyróżnić na rynku te osoby, których kwalifikacje i doświadczenie są gwarantem wysokiej jakości usług"), więc po co cokolwiek uzasadniać? Czy konieczność referencji od przełożonego (a co z samozatrudnionymi)? Czy to, że w komisji przyznającej certyfikaty są ludzie z niektórych firm, o których z rynku miewałem nie najlepsze opinie? Czy to, że we wspomnianej komisji są ludzie ze stażem w rekrutacji krótszym od mojego? I że nie ma tam ludzi z wiedzą o moim sektorze (IT)? Czy może to, że certyfikat ma kosztować 400 złotych (czy to nie śmiesznie mało jak na cokolwiek wartościowego)?

Co do tego, że certyfikat taki większej wartości dla mnie jako rekrutera mieć nie będzie, nie miałem wątpliwości. Uznałem jego wartość za fikcyjną, a sprawie postanowiłem przyjrzeć się na forach. Krytyka i wręcz wyśmianie inicjatywy przez kolegów z branży nie zdziwiły mnie. Żartów było tyle, że w pewnym momencie, powodowany chyba instynktem wstawienia się za wyśmiewanym, chciałem doszukać się czegoś wartościowego w tym projekcie. I znalazłem jedną rzecz: zwrócenie uwagi na "niepokojące sygnały z rynku"...

Konkluzję mam jedną: dla każdego rekrutera certyfikatem powinno być jego własne nazwisko. Każdy kontakt z kandydatem i każdy kontakt z klientem to praca na taki certyfikat. 400 złotych to może i - jak na certyfikat - niedużo, ale znam lepsze sposoby wydania takiej kwoty. Tyle kosztuje np. bilet w tę i z powrotem samolotem do Mediolanu.


_____

piątek, 7 stycznia 2011

Celowość celów

Nowy Rok to dla niektórych okres noworocznych postanowień. Istnieją podzielone opinie co do sensowności robienia sobie postanowień, czy to w sferze prywatnej czy zawodowej. Jedni psychologowie uważają, że to korzystne, bo motywuje, nadaje cel, strukturyzuje nasze działania, wreszcie powoduje satysfakcję czerpaną ze zrealizowanego z sukcesem postanowienia. Inni przeciwnie, są zdania, że postanowienia tworzą dodatkową, niepotrzebną presję, są niejako kolejnym narzuconym obowiązkiem, a w przypadku niezrealizowania postanowienia - powodem frustracji i zaniżonej samooceny ("nawet własnego postanowienia nie potrafię zrealizować").

Z postanowieniami zawodowymi wiążą się zazwyczaj cele. Postanowienie zwykle dotyczy przecież zrealizowania czegoś, np. znalezienia nowej pracy, nauki nowego języka obcego, otrzymanie podwyżki itd. Pierwszy z wymienionych przykładów celów wyrażany jest niekiedy otwarcie w życiorysach kandydatów. Zazwyczaj to początkowa część aplikacji, zatytułowana najczęściej "Cel zawodowy".

Z perspektywy kandydata najistotniejszym pytaniem może być to o sensowność umieszczania celu zawodowego w CV. Wśród rekruterów i nie-rekruterów spotkałem się z różnymi na ten temat opiniami, jednakowo rozsądnie uzasadnianymi. Zwolennicy umieszczania celu zawodowego w CV uważają, że aplikacja nabiera wtedy wyrazistości; CV jest wówczas nie tylko suchym opisaniem faktów, ale też jasnym wyrażeniem motywacji (np. otrzymania danej posady czy rozwoju w danym obszarze). Przeciwna opinia uzasadniana jest tym, że często zbyt mało o potencjalnych ofertach pracy wiemy, by precyzyjnie mówić o celach zawodowych. Niewiele jest zawodów czy obszarów biznesowych, w których kariery przebiegają w sposób typowy i określony, gdzie dane stanowisko/szczebel naturalnie wynika z poprzedniego. W przypadku osób, które otwarte są na różne ścieżki kariery (i mające ku temu predyspozycje) pisanie o konkretnym celu w danym momencie może nie mieć sensu.

Tym, co pewne - w przypadku osób umieszczających cele zawodowe w CV - jest wymóg ostrożności przy formułowaniu celów, w zależności od stanowiska, na które się aplikuje. Wydawałoby się to oczywistym, a jednak dość często zdarza mi się widzieć aplikacje, gdzie określony w CV cel zawodowy rozmija się ze stanowiskiem, na które została przesłana aplikacja. Wtedy pierwszą rekomendacją na jedno z postanowień noworocznych (i celów zawodowych) może być na pewno uważne przygotowywanie aplikacji rekrutacyjnych.


_______