W informatyce wielowątkowością najczęściej nazywa się zdolność procesora do wykonywania wielu procesów czy wątków (składających się na procesy) jednocześnie. W rekrutacji wielowątkowością... nie nazywa się nic, ale czemu by nie nazwać tym terminem sytuacji, w której kandydat zaangażował się w karkołomne zadanie, jakim jest wzięcie udziału w kilku jednocześnie trwających procesach rekrutacyjnych? O tej ciekawej sytuacji będzie traktować poniższy wpis.
Niewiele zawodów może pozwolić sobie na wielowątkowość. Informatyk, a zwłaszcza programista - z racji dużego współcześnie zapotrzebowania na jego umiejętności - może. Wykazując nawet minimalną inicjatywę, w ciągu tygodnia jest w stanie zaangażować się w kilka rekrutacji, w każdej będąc - przynajmniej na początku - mile widzianym.
Po co miałby to robić? Po co bawić się w wielowątkowość? Oczywiście po to, by podczas poszukiwania pracy zwiększyć pulę możliwych ofert, z których mógłby wybrać tą jedyną, najlepszą. Kto nie lubi mieć wyboru? (Dla tych, co lubią za bardzo i tych, co nie są pewni, polecam ten świetny film z zasobów TED).
Może za bardzo uogólnię, ale rekruterzy raczej nie lubią kandydatów "wielowątkowych". Każdy rekruter chciałby, by kandydat zaangażowany był tylko w jego rekrutację. Znam nawet przypadek firmy, która wymagała od kandydatów, by ci podpisywali tzw. lojalkę zabraniającą im bycie rekomendowanym do klienta tej firmy przez inne firmy w jakimś tam określonym czasie (chyba pół roku). Chyba nawet jacyś biedni kandydaci to podpisywali.
Pewnie nie ma w "dzisiejszych czasach" prób zabraniania kandydatom uczestniczenia w innych rekrutacjach w ogóle (chyba że chodzi o rekrutację do jakiegoś wywiadu czy służb specjalnych). Są jednak z pewnością czynione przez rekruterów próby manipulowania kandydatami, tak by ci byli mniej skłonni zaangażować się w inne niż prowadzona przez manipulującego rekrutera rekrutacje.
I tak, rekruter może na przykład przedstawić kandydatowi w negatywnym świetle konkurencyjną w stosunku do swojej ofertę, wspierając się np. plotkami czy wręcz wymysłami. Może też próbować wymusić korzystną dla siebie decyzję kandydata, podając rzekomy i bliski deadline na podjęcie decyzji, w stylu: "musi pan podjąć decyzję do jutra, bo inaczej nasz klient zdecyduje się na kogoś innego".
Uczestniczenie w kilku rekrutacjach jednocześnie to często skomplikowane "organizacyjnie" przedsięwzięcie. Każda rekrutacja to zwykle kilka etapów, rekrutacje mają różne czasy trwania, firmy mają (już faktycznie) deadline'y na podjęcie decyzji - ciężko o koordynację i synchronizację wszystkich dat, miejsc, ofert i komfort wyboru na podstawie pełnych danych.
Co mógłbym doradzić kandydatom, którzy podjęli się trudu wielowątkowości rekrutacyjnej?
1) Nie angażować się w zbyt wiele rekrutacji. O ile nie jest się bez pracy (albo na urlopie) i ma się na to czas, zaangażowanie się w więcej niż trzy-cztery rekrutacje może być już kłopotliwe.
2) Informować firmy, do których aplikujemy, o innych rekrutacjach, w których jesteśmy - o ile udział w tych rekrutacjach może w jakiś sposób wpłynąć na tę konktretną rekrutację. Nie mamy obowiązku tego robić, tym bardziej ze szczegółami - w końcu co komu do tego, czy gdzieś jeszcze aplikujemy - ale będzie dobrze widziane, jeśli poinformujemy np. o perspektywach czasowych tych innych rekrutacji. Biznesowo, profesjonalnie, z punktu widzenia wiarygodności i zaufania, potocznie mówiąc, dobrze to wygląda.
Źle natomiast wygląda, jeśli nagle i niespodziewanie rezygnujemy, gdyż zaakceptowaliśmy inną ofertę, której istnienie trzymaliśmy w tajemnicy. A już najgorzej, gdy zaakceptowawszy tę najlepszą dla siebie ofertę zupełnie "zapomnieliśmy" o pozostałych, zostawiając za sobą ciszę. Zostawiamy tu bowiem, uświadamiając to sobie lub nie, nie tylko ciszę. Zostawiamy spalony most. A po co kolejny spalony most, jeśli jeden spalony - Łazienkowski - dotychczas jeszcze nie gotowy?
_______
www.southamptonjuggling.hampshire.org.uk
Robiłem weryfikację techniczną jednego kandydata, który był zainteresowany liderowaniem w jednym z projektów.
OdpowiedzUsuńDo ostatniej chwili "ukrywał" informację o innych rekturacjach. W dniu decyzji podał info, że przekupiła go konkurencja.
Kontraktornia dla której to robiłem, zadowolona może i nie jest, ale...
Gdybym spotkał tego kandydata w przyszłości w tej samej kontraktori to bym powiedział: "Macie teraz budżet. Bierzcie go!"
Ktoś dobry nawet jak nie mówi wprost, że uczestniczy więcej niż w jednej rekturacji to śmiało można założyć, że "wielowątkuje". Bo Ci dobrzy potrafią dostać dobrą ofertę i decyzję w 2-3 dni. Mogą nawet nie mieć szansy poinformować wcześniejszych oferentów o takowej sytuacji.
Taki rynek. Jak chce sie mieć tych naprawę dobrych, trzeba wykazać zrozumieniem. I nie "spalać" kandydata tylko dlatego, że info o innej ofercie podał w późnym stadium rozmów.
To moje takie spojrzenie z "drugiej strony barykady".
Łukasz U.
Myślę, że Łukasz ma rację.
UsuńSam prowadzę rekrutacje techniczne i mam na oku kilka osób, które znam bardzo dobrze z pracy w innych firmach. Gdybym dowiedział się, że szukają pracy, to spotkanie byłoby tylko pro-forma, a decyzja podjęta w max 2 dni.
W przypadku dobrych kandydatów to może naprawdę być ekspresowe tempo.
Jak najbardziej jestem sobie w stanie wyobrazić rekrutację przeprowadzoną w 2 dni.
UsuńMimo wszystko, nadal oczekiwałbym dania znać o sytuacji. Koszt - minuta czasu :)
Pozdrawiam,
PZ
A ile spalonych mostów zostawiają po sobie rekruterzy, którzy nie odpisują na emaile lub nie informują o wyniku rekrutacji ... ? Nic tylko stworzyć własną, czarną listę.
OdpowiedzUsuńZ mojego doświadczenia wynika, że nie tylko pracownicy informatycy zdarzają się mieć często wiele rekrutacji na raz. Będą po jednej i po drugiej stronie barykady nie widzę nic w tym złego by starać się zintensyfikować poszukiwanie pracy - szczególnie gdy sytuacja finansowa tego wymaga.
OdpowiedzUsuńPonadto z doświadczeń swoich i obserwacji u znajomych zauważam tendencję do zaprzestania poszukiwań innych kandydatów / ofert pracy wraz ze wzrostem poczucia, że to jest "ta" praca / to jest "ten" pracownik.
Uważam, że na rynku pracy należy maksymalizować zyski szukając pracy cały czas (do momentu podpisu umowy zatrudniającej) bo specyfika procesu rekrutacyjnego powoduje, że może skończyć się on niepowodzeniem z olbrzymiej ilości powodów.