piątek, 27 czerwca 2014

O rekrutacji primadonn IT

Niedobór informatyków, zwłaszcza programistów, to w rekrutacji aksjomat. Jeśli spytać przypadkowego rekrutera IT, co jest największym wyzwaniem w jego pracy, jednym z głównych na pewno będzie brak wystarczającej liczby odpowiednich - a czasem wręcz jakichkolwiek... - kandydatów. To trudność, to ból głowy, to czasem stres. Sytuacja taka spowodowała jednak, że pod paroma względami rekrutuje się w branży IT... łatwiej.

Niespotykany (lub spotykany rzadko) w innych branżach popyt na dobrych specjalistów IT wykreował (zdrową skądinąd) sytuację, w której pracodawcy nie są już w uprzywilejowanej sytuacji w relacji pracodawca-pracownik. Szefowie firm i działów IT nie są już dłużej dyktującymi warunki, w tej branży warunki się negocjuje, a uchybienia w podejściu do pracownika skutkują nie tylko narzekaniem i trzymaniem się posady przez niego ("bo na twoje miejsce jest dziesięciu chętnych"), lecz szybkim pożegnaniem i zabijającą produktywność firmy rotacją pracowników. W IT to nie pracodawcy rządzą. Jest co najmniej równowaga, a bywa, że wahadło władzy przychyla się w stronę pracowników.

O specjalistów IT jest trudno, zatem zabiega się o nich wytrwale i od najwcześniejszych lat. Już studenci informatyki widząc, jak firmy penetrują uczelnie (czy kierunki) techniczne w poszukiwaniu informatycznego narybku, wiedzą, że są w cenie. Im bardziej wchodzą na rynek pracy, tym bardziej utwierdzają się w (słusznym) przekonaniu, że pracodawcy, nieraz w kadrowej desperacji, zrobią i zapłacą bardzo wiele, by ich u siebie mieć. Zrobią, zapłacą oraz wybaczą. Czasem to, co trudno wybaczalne.

U jakiejś części szczególnie pożądanych na rynku pracowników IT sytuacja ich relatywnie dużego uprzywilejowania wytworzyła w nich pewien syndrom - tzw. syndrom primadonny. To przekonanie o własnej wyjątkowości, a nawet wyższości i wynikające stąd oczekiwanie bycia traktowanym lepiej, na specjalnych warunkach. To czasem także nawyk nierespektowania innych, wyrażający się np. w arogancji, niedotrzymywaniu obietnic czy terminów, nieuzasadnionym zrywaniu poczynionych ustaleń czy niepunktualności. Często już podczas pierwszej telefonicznej rozmowy z kandydatem - ba! czasem nawet sposobie, w jaki odebrał telefon - można zidentyfikować skażenie syndromem primadonny.

Firmy robią sporo, by neutralizować syndrom. Gwiazdy z przerośniętym ego są czasem - ze względu na swoje wysokie kompetencje techniczne - niezbędne na projektach. Patrząc jednak z punktu widzenia rekrutera, który pierwszą rzeczą jaką spotyka u kandydata jest jego gwiazdorstwo, primadonna stanowi zawsze duże ryzyko. Nawet jeśli primadonna jest faktycznym geniuszem technicznym, swą arogancją może szybko zepsuć atmosferę w zespole, co potencjalnie może nawet "położyć" projekt. A co jeśli - bywa i tak - z syndromem primadonny nie idą w parze żadne ponadprzeciętne kompetencje techniczne? 

Rekrutując w firmie konsultingowej, w której kompetencje interpersonalne jej informatyków w porównywalnym stopniu co kompetencje techniczne decydują o ich wartości (i sukcesie firmy), mam komfort pozwolenia sobie na niedużą tolerancję wobec primadonn. Mocno zwracam uwagę na wszelkie przejawy - nawet drobnej - arogancji, bo jeśli pojawiają się one już na początku, to dalej mogą raczej rosnąć. A gdy już podczas rekrutacji osiągają intensywność przewyższającą możliwe do zaakceptowania ryzyko, grzecznie dziękuję kandydatowi za poświęcony czas, życząc powodzenia na dalszych etapach kariery. Wtedy, w tych rzadkich momentach mogę powiedzieć, że rekrutacja w IT jest stosunkowo łatwa.

_______

15 komentarzy:

  1. Dlatego wydaje mi się, że nastały czasu outsorcingu i freelancerki. Firmy nie muszą się martwić o zespół, a programiści - jak się nie dogadają sami ze sobą, to nie zrobią roboty i nie zarobią. Ja np. nigdy nie dałbym się wtłoczyć w pracę 8 godzin - bo czemu? Kto mi każe pracować 8 godzin? Dlaczego? Nie mam kontaktu z klientem, często pracuję nocami, nie mam zamiaru pracować w dzień, w biurze, 8-16 czy podpisywać jakichś papierków, delegacji etc. Ja jestem ponad to. Ale wtedy - nie mogę pracować w korporacji. Z drugiej strony nie mogę się lenić, bo nie zarobię na chleb. Outsocring i współpraca jednostkowych podmiotów to przyszłość. I dla primadonn, którą jestem - chorobliwy indywidualista :) i dla szefów firm, którzy stawiają na jakość i na produkt. Dobry artykuł, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niedotrzymywanie umów, terminów i ustaleń to nie żaden syndrom primadonny tylko zwykły prymitywizm w dodatku krótkowzroczny (często połączony z brakiem umiejętności organizacji pracy). A z krętaczami raczej nikt interesów robić nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Primadonna może chcieć pracy zdalnej, możliwości dorabiania na boku, braku kontroli nad komputerem, stałego dostępu do internetu (bo lubi słuchać radia internetowego), swobodnego czasu pracy (dziś wychodzę po 3 godzinach, bo nie mam nastroju) - ale nigdy nie zmaże swego honoru niedotrzymaniem terminu. Bo wtedy - z ewentualnie egzotycznej primadonny ale o niezłych umiejętnościach - stanie się właśnie prymitywem.

      Usuń
    2. nie zgadzam się, że to cechy primadonny. chce pracować zdalnie bo mieszkam 60km od dużego miasta. brak kontroli nad komputerem to według mnie też normalna sprawa, miałbym chodzić do kogoś żeby się prosić o konto admina do zainstalowania jakiegoś softu, albo tłumaczyć się z włączonego fejsbuka skoro i tak dotrzymuje terminów? swobodny czas pracy to też normalna sprawa, jeśli dla firmy jest ważny efekt i ktoś coś zrobi szybciej niż było zaplanowane to dlaczego nie? radio internetowe w pracy to normalna sprawa, czasem w open space trzeba założyć słuchawki na uszy żeby popracować. to nie jest żaden syndrom primadonny, tylko normalne podejście w pracach umysłowych, które powinno być stosowane nie tylko w IT

      Usuń
  3. A może po prostu założyć, że każdy ma jakieś mniejsze lub większe predyspozycje do bycia "primadonną" - pozostaje kwestia "urobienia" przez środowisko.

    Jeśli np. ktoś obraca się w kręgach, w których jest uznawany za guru jakiejś technologii, to po pewnym czasie nabierze przekonania o swojej wyjątkowości.

    Jeśli za tym idą pieniądze (np. dobre pieniądze), koledzy przyklaskują, a klienci nie narzekają lub problemy jakie musi dla nich rozwiązać są trywialne - myślę, że dla statystycznej większości osób w takiej sytuacji może być łatwo o poluzowanie kontroli nad ego i wówczas to kwestia czasu, zanim taka osoba nabierze cech opisywanych we wpisie i zacznie się u niej przejawiać typowa postawa roszczeniowa.

    Jednak patrząc z drugiej strony - jak wyglądałby rynek, gdyby pracownicy nie byli asertywni i trzymali się cały czas pracy, która np. im nie pasuje lub uniemożliwia ich rozwój lub w której muszą znosić nadmiar "primadonn"?

    Gdyby tak było, wtedy stawki w IT byłyby dużo niższe, ale pewnie także ambicja kandydatów nie byłaby na satysfakcjonującym poziomie - bo jak ktoś kiedyś zauważył ego i ambicja mają wspólne elementy. Sama arogancja nie wystarczy, aby utrzymać się na dobrym stanowisku - prędzej czy później kompetencje zostaną zweryfikowane.

    Myślę, że jest patrząc na zespoły w IT może być cienka granica pomiędzy zdrowym podejściem bycia asertywnym, a bycia arogancką primadonną, ze zbyt wysokim ego.
    Czasem takie aroganckie zachowanie może zmotywować innych, mniej asertywnych członków zespołu do pracy nad sobą.
    Czasem jednak może faktycznie uwalić projekt, bo osoba, która np. nie ma do końca odpowiednich kompetencji, a wydaje jej się, że ma, może tworzyć takie konflikty, że pozostałym osobom w zespole będzie wadzić jej obecność - co wpłynie ostatecznie na efektywność pracy.

    P.S. Panie Pawle, gratuluję ciekawego bloga!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za bardzo ciekawe uwagi.
      Chyba zgodziłbym się z tym, że cieplarniane warunki i podziw otoczenia zwiększają ryzyko zostania primadonną. Indywidualne osoby mają różną podatność na napompowywanie swojego ego, ale jeśli w jakiejś kategorii zawodowej sporej części jej członków podlega napompowywaniu, to w swojej masie, statycznie odsetek primadonn w takiej kategorii może być wyższy niż w innych.

      Co do wyrazistości granicy pomiędzy zdrową asertywnością a gwiazdorzeniem i arogancją - rzeczywiście, granica czasem płynna, ale chyba jednak w większości przypadków uchwytna.

      Pozdrawiam,
      PZ

      Usuń
  4. Jako kontraktor (opcja Javova ;) muszę uważać - faktycznie na takim rynku, woda sodowa może uderzyć do głowy ;) Trzeba brać temat na zimno, profesjonalnie. jak zwykle - dobry art.

    pozdrawiam
    Jarek K.

    OdpowiedzUsuń
  5. Co w przypadku jeśli rekruter jest niepoważny, arogancki, niedotrzymuje obietnic czy terminów, zrywa poczynione ustalenia, umawia kandydata na interview, a gdy ten przyjedzie na spotkanie (nawet za granicę), odwołuje je, a gdy dojdzie do interview, to po rozmowie milczy nie informując go czy spełnia oczekiwania pracodawcy i jeżeli nie to dlaczego. Jeżeli kandydat w swojej karierze napotyka cały czas na takich rekruterów to dlaczego ma im lizać du*ę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam,

      niestety, czasem bywa i tak, że to rekruter wykazuje brak profesjonalizmu czy arogancję. Pisałem o tym we poście o poświęconym dawaniu kosza rekruterom przez kandydatów: http://rekrutacyjny.blogspot.com/2012/02/gdy-kandydat-mowi-nie-rekruterowi.html

      Co w takim przypadku? To samo. Mówi się takiemu rekruterowi: "Dziękuję, życzę powodzenia w dalszej pracy".

      W przypadku rekruterów to chyba jednak mniej syndrom primadonny, a bardziej:
      1) Ostre parcie na sprzedaż wielu rekrutacyjnych i obniżanie standardów rekrutacji
      2) Indywidualna niekompetencja i nieprofesjonalizm (np, nieumiejętność organizacji pracy) poszczególnych rekruterów.

      Chciałbym jednak wierzyć, że Pana zła passa z rekruterami jest chwilowa i profesjonalni rekruterzy nie są w mniejszości...

      Pozdrawiam,
      PZ

      Usuń
  6. Witam,

    do autora. Panie Pawle. Mialem okazje brac udzial w rekrutacji prowadzonej przez Pana. O profesjonalizmie nie wspomne.
    Po 15 minutach opowiadania przeze mnie o moim doswiadczeniu w projektach i jaka role w nich pelnilem przyszla kolej na pytania ze strony 7n.
    Pan z 7n spojrzal w wymagania stanowiska i z powazna mina zapytal
    "Czy mam Pan doswiadczenie w srodowiskach produkcyjnych?"
    Myslalem, ze pekne ze smiechu. Przeciez do licha przez 15 min nawijalem o swoim doswiadczeniu a Pan mi zadaje takie pytanie.

    Przez 8 lat nie spotkalem jeszcze rekruteta ktory mialby choc niewielkie pojecie na temat stanowiska na ktore rekrutuje.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry Panie Anonimowy,

      miło mi, że miał Pan okazję uczestniczyć w mojej rekrutacji i że mieliśmy okazję spotkania (choć - coś mi mówi - nie zakończyło się ono po Pana myśli).

      Ciekawa historia, jednak mało prawdopodobna. Oto dlaczego:

      1) Proszę mi wierzyć: wiem, czym jest środowisko produkcyjne. Odróżniam je od środowiska developerskiego czy środowiska testowego.

      2) Staram się nie dopuszczać, by kandydat aż przez 15 minut opowiadał mi o swoim doświadczeniu. Podczas spotkania mam zbyt dużo tematów do poruszenia, by poświęcić 1/4 czy 1/5 spotkania tylko na przebieg kariery kandydata i jego doświadczenie.

      3) Prawie nigdy nie noszę na spotkania "wymagań stanowiska". Stanowiska, na które rekrutuję, znam na tyle dobrze, że wymagania mam w głowie.

      Jeśli faktycznie zadałem takie pytanie, to albo w niezbyt jasny sposób mówił Pan o swoim doświadczeniu, albo byłem totalnie rozkojarzony przez pełne 15 minut. (A może zasnąłem?).

      Domyślam się, że nie zakwalifikowałem Pana do dalszych etapów i coś mi mówi, że "środowisko produkcyjne" nie było tu decydujące...

      Pozdrawiam,
      PZ

      Usuń
  7. Ciekawe czy jestem primadonna :)

    Ignoruję szablonowe zaproszeni do kontaktu na LinkedIn.

    Nie wykazuję zainteresowania rekrutacja na stanowisko w "zagranicznej, dynamicznej firmie", u "lidera rynku", w "korporacji z wieloletnia tradycja".

    Nie ienteresuje się ofertami ofertami o ściśle tajnym budżecie jakie firma jest w stanie przeznaczyć na pracownika, ujawnianym dopiero na ostatnim etapie rekrutacji (gentelmani o pieniadzach nie rozmawiaja?)

    Nie przesyłam swojego nr telefonu tak długo jak poziom rozmów może być prowadzony na poziomie dla którego wystarczający jest kontakt mailowy (proszę o numer telefonu w celu przedstawienia oferty i omówienia szczegółów - a nie można przesłać na e-mail oferty zawierającej coś więcej niż nazwa stanowiska?)

    Pewnie w oczach wielu rekruterow jestem, tylko ja mam prace, to im brakuje pracowanika i wielu powinno ten fakt zrozumiec, albo beda nadal odbijac sie od "Dziękuję, nie jestem zainteresowany zmiana pracy", które chyba sobie wstawie w autorespondera z jakims prostym algorytmem weryfikujacym opisane wyzej przypadki ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. art. bardzo fajny. komenty jeszcze lepsze :)

    pozdrawiam
    wieloletni programista-architekt Java
    (chyba nie primadonna :) )

    OdpowiedzUsuń
  9. Niestety ludzi w świecie IT, którzy mają problem gry w zespole jest sporo, nie wiem czy wiecej niż w innych branżach, ale specyfika branzy robi swoje. Primadonny najlepiej pracują w pojedynkę, i jeśli jest taka mozlwiść należy im to umożliwić, jeśli nie, to lepiej nie brać do zespołu.

    OdpowiedzUsuń