Wesoła (w gruncie rzeczy) przygoda przydarzyła się moich kolegom rekruterom z Indii. Zrekrutowali programistę, a gdy ten przyszedł do pracy, okazało się, że to... nie ten. Przyszedł inny. Po kilku godzinach pracy (tego, który przyszedł) coś ewidentnie nie grało jego szefowi. Po lekkiej konsternacji i upewnieniu się u rekruterów, przełożony wprost spytał nowego pracownika, kim jest i co tu robi. A ten po prostu przyznał, że nie jest tą samą osobą, która była rekrutowana i zapytał, komu ma oddać komputer.
Indie to niełatwe miejsce do rekrutowania. Z jednej strony dynamiczny rozwój gospodarczy, prawdziwy boom usług konsultingowych i outsourcingowych, milionowe rzesze kandydatów we wszystkich sektorach. Z drugiej olbrzymia konkurencja, niestabilność wzajemnego związania pracodawców i pracowników, a także relatywnie niska lojalność jednych wobec drugich, do tego gigantyczne nierówności społeczne i wciąż duże obszary biedy popychające wielu do działań - delikatnie mówiąc - niestandardowych.
Zdarzenie takie jak powyżej nie jest podobno odosobnioną historią, jaką można usłyszeć od pracujących w Indiach rekruterów. Sprzyjają im często warunki, w jakich prowadzone są rekrutacje. Warunki te to - w skrócie - szybkość i duża skala. Wiele firm operujących na tamtejszym rynku (zwłaszcza dużych, wielotysięcznych korporacji) rekrutuje masowo, zapraszając np. 100 osób jednego dnia (często w sobotę), by przy dość pobieżnej (test + krótka rozmowa) weryfikacji zatrudnić (dosłownie: podjąć decyzję o zatrudnieniu i podpisać dokumenty) 50 osób tego samego dnia. (Spośród tych 50 wielu przyjdzie do pracy już w poniedziałek, o czym ze zdziwieniem dowie się ich były pracodawca).
Tak masowa i szybka rekrutacja stwarza szanse dla osób, które - nie mając wielkich szans, by wyrwać się z ubóstwa w społecznie akceptowalny sposób - z prób prześlizgiwania się przez rekrutacje w firmach uczyniły sposób budowania kariery zawodowej. Słyszałem o przypadkach, w których osoba, dostawszy się już do jakiejś korporacji (i nie umiejąc zupełnie nic), w pracowniczej masie nieogarnianej ani przez managerów liniowych ani przez HR, była przenoszona z miejsca na miejsce, utrzymując się w firmie nawet przez 2-3 lata.
Kolejny problem hinduskich rekruterów to fałszywe informacje w CV, także te najbardziej istotne, dotyczące poprzednich pracodawców czy ukończonych studiów. Managerowie z pewnej firmy IT zauważyli kiedyś, że aż 30 kandydatów aplikujących do ich działu miało w historii zatrudnienia wpisaną tę samą firmę. Korzystając z usług firmy zajmującej się background screeningiem (to kolejna z dynamicznie rozwijających się w Indiach branż), odkryli, że firma pojawiająca się w CV tych 30 kandydatów to 1-osobowy punkt naprawy telefonów, którego właściciel ("HR Manager") telefonicznie udzielał referencji swoim "byłym pracownikom", oczywiście za pieniądze. Pewna firma background screeningowa stworzyła listę działających w Indiach 1500 firm mających podobny "model biznesowy".
Nie straszę rekrutowaniem czy wręcz robieniem biznesu w Indiach. Ten kraj i w ogóle ten rejon świata ma tu mnóstwo do zaoferowania. To może skala powoduje, że szanse tam są równie wielkie jak wyzwania czy zagrożenia. Trzeba przyznać: rekruterom w Indiach trudnych i nieznanych mi wyzwań nie brakuje, za co mają mój szacunek.
_______
fot.: recruiter.com
Dzień dobry.
OdpowiedzUsuńOd dłuższego czasu z zaciekawieniem przeglądam Pana blog. Zdarza mi się go polecać moim kursantom. Jednakże chciałabym umieścić informację na jego temat w poście na moim blogu pod hasłem "rekrutacja i selekcja pracowników". W związku z czym chciałbym zapytać o Pańskie zdanie na ten temat? Czy wyraża Pan na to zgodę?
Pozdrawiam i życzę sukcesów zawodowych,
Julia
Dzień dobry.
OdpowiedzUsuńTak, nie ma problemu.
Również wszystkiego dobrego.
PZ