Zestawienie wrażeń kandydata i rekrutera po spotkaniu rekrutacyjnym ujęte w poprzednim blogowym wpisie spotkało się z dużym zainteresowaniem i pozytywnymi recenzjami. Chciałbym podziękować Panu Michałowi (wspomnianemu kandydatowi) za inspirację do ciekawego materiału. Dziś krótki wpis z paroma refleksjami po całym eksperymencie - już włącznie ode mnie.
Na pewno ciekawsze dla czytelników byłoby spojrzenie na spotkanie rekrutacyjne, w którym rekruter i kandydat zupełnie różniliby się we wzajemnej ocenie spotkania i siebie nawzajem. Chodzi np. o te sytuacje, w których kandydat myśli, że wypadł rewelacyjnie, spodziewa się dalszych kroków (albo wręcz oferty), po czym po kilku dniach otrzymuje telefon, że "mieliśmy lepszych kandydatów" lub w ogóle niczego nie otrzymuje... Tu mieliśmy do czynienia z poleconym (z zaufanego źródła), kompetentnym kandydatem, z poleconą (z tego samego źródła) firmą, co w sporej mierze miało efekt w obustronnych, raczej pozytywnych wrażeniach z rozmowy.
Skłonny jestem uogólnić, że ludzie raczej trafnie odczytują to, jak są odbierani w sytuacjach interpersonalnej oceny. Jedynie ci z poważniejszym deficytem inteligencji emocjonalnej regularnie i istotnie mylą się w swojej ocenie tego, jak wypadli w oczach innych. W przypadku naszego spotkania dość zgodni byliśmy co do jego pozytywnego przebiegu, co widać było choćby w obustronnej pozytywnej ocenie atmosfery spotkania.
Choć co do ogólnej oceny byliśmy zgodni, w szczegółach było kilka różnic. Przykładowo, nie mieliśmy (jako rekrutujący) zastrzeżeń co do angielskiego; nie oceniliśmy też niektórych wyrażeń użytych przez kandydata jako zbyt kolokwialnych, bo nie wybijały się one z całościowego kontekstu i klimatu rozmowy, dość nieformalnego. (Aczkolwiek, rzeczywiście generalnie na rozmowach rekrutacyjnych trzeba się pod tym względem pilnować - nigdy nie wiadomo, jak bardzo przywiązany do "czystego języka" będzie dany rekruter). Ja z kolei nie uświadamiałem sobie, że wspomniany w ogłoszeniu minimalny wymóg tylko 2 lat doświadczenia (w konkretnej technologii) w kontekście stanowiska architekta (w domyśle: bardziej doświadczonej osoby) mógł być powodem konfuzji Pana Michała.
Cenne było uświadomienie mi zdawkowości, z jaką - w oczach kandydata - potraktowałem przekazanie informacji o firmie. Na pewno nie takie było moje zamierzenie, choć rzeczywiście pamiętam, że przy sporo już wykraczającym poza planowaną godzinę spotkaniu moje przedstawienie firmy (zwykle trwające ponad 10 minut) było pewnie zrobione zbyt pospiesznie. Cenna lekcja.
Rzeczą, która najbardziej "otworzyła mi oczy", było zwrócenie uwagi przez Pana Michała na jego dobre potraktowanie przez witające go osoby ("wszyscy pracownicy z którymi się zetknąłem byli uprzejmi i pomocni"). Nie dlatego, że dotychczas uważałem, że jest inaczej :) Uświadomiłem sobie jednak, że przychodzący do firmy kandydat często na podstawie pierwszych, spontanicznych, przypadkowych obserwacji zwykle jest w stanie poczuć atmosferę, klimat, a może i kulturę firmy.
Choćby nie wiem, jak profesjonalnie przeprowadzone zostało spotkanie rekrutacyjne, jeśli w drodze na spotkanie kandydat minie na firmowym korytarzu kilka naburmuszonych osób, to nawet bez świadomego zarejestrowania tego, w późniejszej całościowej ocenie firmy ten zakodowany gdzieś w podświadomości moment może mieć znaczenie.
_______
Bardzo fajne wskazówki :)
OdpowiedzUsuń