czwartek, 11 sierpnia 2016

Jak znaleźć nauczyciela na końcu świata


Spędziłem niedawno wakacyjnie ponad tydzień w pięknej Szkocji, stąd bliską stała mi się historia rekrutacyjna z tego właśnie kraju. Otóż Szkocja, sama będąc na wyspie, dodatkowo ma w swym obrębie niezliczoną ilość mniejszych wysp. Na jednej z nich, maleńkiej wyspie Muck, zaistniała potrzeba znalezienia nauczyciela nauczania początkowego. O tym, że to dużo trudniejsze niż znalezienie Java Developera, mówi ta historia.
Tak jak piękne potrafią być szkockie wyspy, tak niektóre z nich są małe, słabo zaludnione i trudno dostępne. Na Muck mieszka 38 osób (w tym 7 dzieci), prom kursuje tam tylko 3 razy w tygodniu, a jeszcze do niedawna mieszkańcy mieli  racjonowaną elektryczność (10h dziennie). Dodajcie do tego częstą deszczową pogodę i silne wiatry (utrudniające kursowanie nawet tym trzem promom tygodniowo), by mieć komplet powodów, dla których rekruter zdradzający potencjalnym kandydatom lokalizację pracy wie, że ma ciężką rzecz do sprzedania.
Nie dziwi więc, że otwarty w 2013 (!) roku wakat do dzisiejszego dnia nie został wypełniony. Od początku świadomi rekrutacyjnego wyzwania znalezienia nauczyciela dla swych dzieci byli rodzice na Muck. Zdawali sobie sprawę, że samo opublikowanie ogłoszenia rekrutacyjnego przez szkockie władze edukacyjne może nie wystarczyć, dlatego założyli stronę na Facebooku (oraz dobrego, regularnie prowadzonego bloga), poprzez którą - w miarę swoich skromnych możliwości - promowali swą maleńką wyspę i kluczowe dla edukacji jej najmłodszego pokolenia stanowisko.




Stanowisko, trzeba powiedzieć, całkiem atrakcyjne: 35 godzin pracy tygodniowo, wynagrodzenie do 35 700 funtów rocznie, zapewnione mieszkanie dla finalnie wybranego kandydata i jego rodziny (w budynku nad szkołą - zerowy "dojazd do pracy"), do tego pakiet relokacyjny (do 6 500 funtów) i dodatek za pracę w dalekim miejscu.

Prawie udało się w 2014 roku, kiedy to po roku poszukiwań znaleziono kandydatkę, która po przejściu przez proces selekcji, została zaakceptowana i sama zaakceptowała ofertę, by jednak zrezygnować zaledwie kilka dni przed rozpoczęciem pracy (z powodów osobistych). Wyobrażam sobie, jaki to musiał być cios dla rodziców i dla odpowiedzialnych za poszukiwania władz edukacyjnych. Rezygnujący tuż przed rozpoczęciem pracy kandydat to jedna z najgorszych rzeczy, jakie mogą przydarzyć się rekruterowi. O wydarzeniu tym (rezygnacji nauczycielki) napisała nawet ogólnoszkocka gazeta.

To, co spodobało mi się w sposobie, w jaki promowali ofertę na FB mieszkańcy wyspy, to ich otwartość i szczerość w prezentowaniu zarówno atutów oferty, jak i wyzwań czekających na wyspie nowozatrudnionego(ą). Otwarcie, ale i z humorem (able to survive).


Strzałem w dziesiątkę było zmieszczenie posta poprzedniego nauczyciela (w którego miejsce poszukiwana jest nowa osoba). Relacja osoby, po której miałoby się przejąć obowiązki (w tym przypadku nie tylko obowiązki, ale tak naprawdę miejsce do życia!) to dla potencjalnie zainteresowanego stanowiskiem kandydata najlepsza i najbardziej wiarygodna referencja na temat tego, co może czekać w nowym miejscu.

Wydaje się, że przełomowe w (oby) pozytywnym zakończeniu trwającej już 3 lata historii może być to, co wydarzyło się na początku sierpnia, kiedy relację z rekrutacyjnych przygód mieszkańców wysepki nadała sama BBC


W ten sposób rekrutacja na Muck uzyskała światowy wręcz rozgłos. Ja sam o historii dowiedziałem się już w Polsce, z podcastu BBC World News. Rodzice liczą, że tak silne medialne wsparcie musi przynieść odpowiednich kandydatów, by wyłonić tego jedynego. 22. sierpnia mija czas składania aplikacji. Wciągnęła mnie ta historia, jako rekruter kibicuję poszukującym i aplikującym. Polubiłem ww. stronę na Facebooku, więc liczę na wieści i niech będą pozytywne. Ciekawe, jak patrzą na całą sprawę dzieci ;)


_______
Muck, fot.: Wiki


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz