Dzisiejszy nagły atak zimy po raz kolejny mocno utrudnił życie dojeżdżającym do pracy w Warszawie. Znów dało się słyszeć historie o 1.5-godzinnych dojazdach do pracy czy wręcz o przedwczesnych powrotach do domu, gdy dojazd do pracy nie wydał się w sensownych godzinach realny. Nie pierwszy więc raz zima napsuła krwi warszawskim pracownikom i - szerzej - stołecznemu biznesowi. Przypomniała mi się przy tej okazji jedna z koncepcji, o której gdzieś kiedyś przeczytałem - Results-Only Work Environment (ROWE). Dotyczy ona obszaru zarządzania zasobami ludzkimi i postuluje, by wynagradzać pracowników tylko i wyłącznie w oparciu o wyniki (results), bez względu na liczbę godzin spędzoną w pracy, a już zupełnie bez względu na czas spędzony biurze.
Nie wydaje mi się, by była to koncepcja rewolucyjnie nowatorska. Zwłaszcza to, by uzależniać płacę od wyników jest alfabetem wielu teorii zarządzania. (i prawdę mówiąc, nie potrzeba tu wielkich teorii, wystarczy zdrowy rozsądek). To, co może być w ROWE oryginalne, to położenie nacisku na danie pracownikom zupełnej wolności w wyborze miejsca pracy. "W firmie czy w dziale zarządzanym zgodnie z zasadą results-only pracownicy mogą robić cokolwiek chcą i kiedykolwiek chcą, byleby tylko praca była wykonana. Koniec z bezsensownymi spotkaniami, koniec z wyścigiem, by zdążyć na 9:00 do biura, koniec z proszeniem szefa, by wyjść wcześniej z pracy".
Results-Only Work Environment nie jest istniejącym wyłącznie w teorii wymysłem. Koncept ten wdrożony był został w kilku dużych firmach w USA, gdzie - jak chwalą się jego twórczynie - odniósł sukces.
Pewnie nie we wszystkich firmach i we wszystkich działach model taki, zwłaszcza jeśli zastosowany w pełni, sprawdzi się. Pomimo rozwoju technologii i coraz większych możliwości telekomunikacyjnych, spotkania i komunikacja face-to-face w wielu przypadkach będą wciąż nieodzowne. Idea jest jednak ciekawa. Ci, którzy dziś w Warszawie stali w zimowym korku zamiast pracować, byliby pewnie "za".
_______
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz