Dziś druga część fragmentów mojego artykułu z Software Development Journal, część bardziej optymistyczna dla freelancerów i kontraktorów IT. Trochę o kulturze, trochę o prawie.
_____
Z optymizmem patrzę na perspektywy rozwoju rynku dla freelancerów wynikające także z przemian kulturowych i mentalnościowych. Przede wszystkim, zmienia się podejście samych freelancerów i osób, które planują czy nawet tylko rozważają karierę freelancerską. Obserwuję te zmiany, od sześciu lat rekrutując specjalistów IT i mając do czynienia z osobami z różnych generacji. Jakkolwiek, jako socjolog zwykle niechętnie generalizuję na tematy społeczne bez poparcia tego konkretnymi i wiarygodnymi danymi, moje osobiste obserwacje mówią, że przedstawiciele młodszych pokoleń informatyków są na ogół bardziej skłonni do rozważenia alternatywnych dla etatu dróg zawodowej działalności.
I nie dzieje się tak z powodu rzekomego mniejszego poczucia odpowiedzialności tzw. pokolenia “Y” (nawiasem mówiąc, jestem sceptyczny wobec mocy wyjaśniającej tego stereotypizującego konceptu). Nie mam wrażenia, bym rozmawiając z ludźmi przed trzydziestką miał do czynienia z osobami mniej odpowiedzialnymi niż ich dziesięć czy dwadzieścia lat starsi koledzy z branży. W swoich decyzjach zawodowych często postępują bardzo rozsądnie i racjonalnie. (Trudno zresztą nie postępować inaczej w okresie i w obliczu zakładania rodziny i brania kredytu hipotecznego na trzydzieści lat.) A jednak dla pokolenia tego freelancing, czasem nadmiernie i nieco stereotypowo utożsamiany z tymczasowością i niestabilnością, jest coraz bardziej równoważną dla etatu opcją. W przeprowadzonej przeze mnie na potrzeby tego artykułu małej sondzie na LinkedIn, w której zadałem pytanie “Czy kiedykolwiek, jako specjalista IT, rozważałe(a)ś zostanie freelancerem?”, przewaga odpowiedzi twierdzących (w stosunku 106:9) jest dość wymowna. (...)
Dojdą tu, i pozytywnie wpłyną na gotowość powierzania zadań freelancerom, przemiany w sferze kultury organizacyjnej polskich przedsiębiorstw, idące za przemianami kulturowymi w ogóle. Można przewidywać, że nieufność przed „człowiekiem z zewnątrz” będzie coraz częściej przeradzać się w ufność, że człowiek ów przyniesie do projektu IT unikalne i potrzebne kompetencje. Rozważając możliwe przyczyny dużo mniej rozwiniętego rynku freelancingu IT w Polsce, mój kolega, bardzo doświadczony (w Polsce i w USA) programista-freelancer, powiedział: „Na Zachodzie ludzie potrafią / są bardziej skłonni, po pierwsze, delegować pracę, a po drugie zaufać na początku osobie nieznanej – dać jej dostęp do wszystkiego, hasła itp. Dać jej autonomię, licząc na to, że najlepszą motywacją dla kompetentnej i ambitnej osoby jest właśnie autonomia i zaufanie, a nie nadzorca z kijem”.
Nie bez znaczenia dla rozwoju rynku freelancerskiego IT w Polsce będą zmieniające się uregulowania prawne. Trudno tu przewidywać konkretne rozstrzygnięcia, wypada jednak mieć nadzieję, że polskie prawo lepiej regulować i egzekwować będzie kwestię osób formalnie samozatrudnionych, a faktycznie pracujących na etacie, nie mających zaś umowy o pracę wyłącznie ze względu na „ucieczkę przed ZUS-em” ze strony pracodawców. Nie są takie osoby freelancerami w żadnym z przytoczonych przeze mnie na początku artykułu sensów. Mało tego, ich realne dochody, po uwzględnieniu nieopłaconych przez pracodawcę składek, są niższe niż rzeczywistych etatowych pracowników, co w przypadku faktycznych kontraktorów IT rzadko ma miejsce. Według danych Eurostatu z 2009 roku, w Polsce samozatrudnieni stanowili aż 15,2% ogółu pracujących (dla porównania: w Holandii 8,7%, w Wielkiej Brytanii 10,2%, w Danii 4,5%, w Szwecji 6,4%, w Niemczech 6,1%). Nie trzeba Sherlocka Holmsa, by stwierdzić, że coś tu jest nie tak.
_______
_____
Z optymizmem patrzę na perspektywy rozwoju rynku dla freelancerów wynikające także z przemian kulturowych i mentalnościowych. Przede wszystkim, zmienia się podejście samych freelancerów i osób, które planują czy nawet tylko rozważają karierę freelancerską. Obserwuję te zmiany, od sześciu lat rekrutując specjalistów IT i mając do czynienia z osobami z różnych generacji. Jakkolwiek, jako socjolog zwykle niechętnie generalizuję na tematy społeczne bez poparcia tego konkretnymi i wiarygodnymi danymi, moje osobiste obserwacje mówią, że przedstawiciele młodszych pokoleń informatyków są na ogół bardziej skłonni do rozważenia alternatywnych dla etatu dróg zawodowej działalności.
I nie dzieje się tak z powodu rzekomego mniejszego poczucia odpowiedzialności tzw. pokolenia “Y” (nawiasem mówiąc, jestem sceptyczny wobec mocy wyjaśniającej tego stereotypizującego konceptu). Nie mam wrażenia, bym rozmawiając z ludźmi przed trzydziestką miał do czynienia z osobami mniej odpowiedzialnymi niż ich dziesięć czy dwadzieścia lat starsi koledzy z branży. W swoich decyzjach zawodowych często postępują bardzo rozsądnie i racjonalnie. (Trudno zresztą nie postępować inaczej w okresie i w obliczu zakładania rodziny i brania kredytu hipotecznego na trzydzieści lat.) A jednak dla pokolenia tego freelancing, czasem nadmiernie i nieco stereotypowo utożsamiany z tymczasowością i niestabilnością, jest coraz bardziej równoważną dla etatu opcją. W przeprowadzonej przeze mnie na potrzeby tego artykułu małej sondzie na LinkedIn, w której zadałem pytanie “Czy kiedykolwiek, jako specjalista IT, rozważałe(a)ś zostanie freelancerem?”, przewaga odpowiedzi twierdzących (w stosunku 106:9) jest dość wymowna. (...)
Dojdą tu, i pozytywnie wpłyną na gotowość powierzania zadań freelancerom, przemiany w sferze kultury organizacyjnej polskich przedsiębiorstw, idące za przemianami kulturowymi w ogóle. Można przewidywać, że nieufność przed „człowiekiem z zewnątrz” będzie coraz częściej przeradzać się w ufność, że człowiek ów przyniesie do projektu IT unikalne i potrzebne kompetencje. Rozważając możliwe przyczyny dużo mniej rozwiniętego rynku freelancingu IT w Polsce, mój kolega, bardzo doświadczony (w Polsce i w USA) programista-freelancer, powiedział: „Na Zachodzie ludzie potrafią / są bardziej skłonni, po pierwsze, delegować pracę, a po drugie zaufać na początku osobie nieznanej – dać jej dostęp do wszystkiego, hasła itp. Dać jej autonomię, licząc na to, że najlepszą motywacją dla kompetentnej i ambitnej osoby jest właśnie autonomia i zaufanie, a nie nadzorca z kijem”.
Nie bez znaczenia dla rozwoju rynku freelancerskiego IT w Polsce będą zmieniające się uregulowania prawne. Trudno tu przewidywać konkretne rozstrzygnięcia, wypada jednak mieć nadzieję, że polskie prawo lepiej regulować i egzekwować będzie kwestię osób formalnie samozatrudnionych, a faktycznie pracujących na etacie, nie mających zaś umowy o pracę wyłącznie ze względu na „ucieczkę przed ZUS-em” ze strony pracodawców. Nie są takie osoby freelancerami w żadnym z przytoczonych przeze mnie na początku artykułu sensów. Mało tego, ich realne dochody, po uwzględnieniu nieopłaconych przez pracodawcę składek, są niższe niż rzeczywistych etatowych pracowników, co w przypadku faktycznych kontraktorów IT rzadko ma miejsce. Według danych Eurostatu z 2009 roku, w Polsce samozatrudnieni stanowili aż 15,2% ogółu pracujących (dla porównania: w Holandii 8,7%, w Wielkiej Brytanii 10,2%, w Danii 4,5%, w Szwecji 6,4%, w Niemczech 6,1%). Nie trzeba Sherlocka Holmsa, by stwierdzić, że coś tu jest nie tak.
_______
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz